Mikołaj Rej używał co najmniej dziesięciu literackich pseudonimów: nazywał się między innymi „mistrzem”, „doktorem” i „dobrym towarzyszem”. Wiele to mówi o jego pomyśle na własny wizerunek: chciał być jednocześnie ekspertem i „bratem łatą”, imponować polskiej szlachcie, ale nie występować w roli oderwanego od rzeczywistości, wywyższającego się mędrca. Nie było to proste, Rej nieraz ratował swój pozytywny obraz w oczach współczesnych mniej lub bardziej niewinnymi kłamstewkami. Chętnie na przykład opowiadał o wsiach, które miał otrzymywać w darze od admiratorów jego poezji. Istotnie dostał wieś od króla Zygmunta Starego, ale większość takich nabytków przeszła w ręce Reja dzięki lichwie, którą się trudnił. Jako kalwin nie uważał zresztą tej działalności za grzeszną: bogacenie się było jawnym dowodem Bożej łaski.
Zgodnie z tą zasadą Rej mógł uważać się za predestynowanego do zbawienia. Miał rzadki talent do zarabiania pieniędzy i umiał się o nie upominać. Z sąsiadami procesował się aż kilkaset razy. Zachowały się też dokumenty, z których wynika, że Zygmunt Stary płacił Rejowi i zorganizowanej przez niego orkiestrze za przygrywanie królowi do obiadu. Poeta, muzyk i „przedsiębiorca” był także posłem, chętnie wysyłanym przez szlachtę na sejmiki. Co ciekawe, z napisanej przez Reja „Krótkiej rozprawy między trzema osobami: Panem, Wójtem i Plebanem” wynika, że nie darzył posłów szczególną atencją. Wspominał w niej o ludziach „z pustą głową, / Co je rzkomo posły zową”. „Pewnie pospolitej rzeczy / Żadny tam nie ma na pieczy” – wyrokował surowo. Konsekwencja nie była jednak mocną stroną Reja, co chętnie wytykali mu koledzy po piórze.
Szczególnie ciekawe są oskarżenia, które pod adresem poety kierował ksiądz Józef Wereszczyński w dziele opatrzonym przykuwającym wzrok tytułem: „Gościniec pewny niepomiernym moczygębom a obmierzłym wydmikuflom świata tego do prawdziwego obaczenia a zbytków swoich pohamowania”. Autor twierdził, że Rej, piętnujący w „Żywocie człowieka poczciwego” „plugawe obżarstwo”, wskutek którego „oczy ze łba dobrze nie wylazą”, dawał popis hipokryzji. Według Wereszczyńskiego Rej „zawżdy, kiedy jedno przyjechał, pudło śliw jako korzec krakowski, miodu praśnego pół rączki, ogórków surowych wielkie nieckółki, grochu w strączkach cztery magierki, na każdy dzień […] zjadał. A potem z chlebem garniec mleka”. Do tego „jabłek z kopę” i „sztukę mięsa albo raczej cztery”. Na dodatek „pił aż mu w karku trzeszczało”. Jest w tej relacji wiele przesady, ale wstrzemięźliwością Rej chyba rzeczywiście nie grzeszył.
Niewątpliwie miał ogromny apetyt na życie. Według Krzysztofa Mrowcewicza świat był dla niego „wielką kartą dań”, po które chętnie wyciągał ręce. Wspomniany „Żywot człowieka poczciwego” zdradza zmysłową i praktyczną naturę autora, wciąż rozglądającego się za ewentualnymi korzyściami. Dla Reja piękne są nie pawie, lecz kury, bo z tych ostatnich można zrobić smaczne danie. Gdy poeta opisuje zajączka, czujemy, że oczyma duszy widzi go już piekącego się na rożnie. Na każdą przyjemność trzeba jednak zapracować. Kiedy Rej potępiał lenistwo, na pewno nie był hipokrytą. Energiczny poeta dzięki własnej zapobiegliwości kończył życie niemal jako magnat. Troszczenie się o swój dobytek przedstawiał jako przyjemność. „Bo gdy przypadnie wiosna, azaż owo nie rozkosz z żonką […] po ogródkoch sobie chodzić, […] drobne drzewka rozsadzić, niepotrzebne gałązki obcinać, mszyce pozbierać […]?” – pytał retorycznie.
Dziś, gdy rozkosz zbierania mszyc jest nieco mniej oczywista, warto przypomnieć sobie o Reju. Jego utwory często zawierały sądy mało popularne wśród Polaków żyjących w XVI wieku. Ciekawym przykładem jest moralitet „Kupiec”, w którym umierający bohater staje przed sądem Bożym. Kupiec nie przypomina wzoru cnót: porzucił żonę Sumienie, by następnie poślubić Fortunę, z którą doczekał się syna imieniem Zysk. Nie jest jednak skazany na potępienie. Można zrozumieć udrękę człowieka, za którym pierwsza żona chodziła jak cień i nigdy nie przestawała zrzędzić. O zbawieniu przesądza zresztą nie liczba dobrych uczynków (którymi kupiec po zażyciu środków na przeczyszczenie wymiotuje!), lecz – zgodnie z przekonaniami kalwinów – głęboka wiara i Boża łaska. Rej, tak rozmiłowany w przyjemnościach życia, zawsze pamiętał o wartościach duchowych. To od nich przecież zależało, „do jakiej szpiżarniej nas schowają”.
Marta Słomińska