Krakowski biskup Jan Muskata zdecydowanie nie nadawał się na człowieka Kościoła. Nadstawiać wrogom drugiego policzka nigdy nie umiał, celibat go mierził, wino mszalne było dla Muskaty za słabe, a same msze – straszliwie nudne. Ku zgorszeniu wiernych biskup urozmaicał je sobie spacerami po kościele, co i tak było drobiazgiem w porównaniu z zachęcaniem do rabowania świątyń, rozkopywania grobów czy masakrowania niechętnych Muskacie ludzi. Mimo tak niechrześcijańskiego usposobienia Muskata duchownym zostać musiał, pożądał bowiem władzy, a jako potomek rodziny kupieckiej nie dysponował inną możliwością robienia kariery politycznej niż służba Boża. Na pochodzenie Muskaty wskazuje oryginalny przydomek, nawiązujący najpewniej do gałki muszkatołowej, którą handlowała rodzina Jana. Złośliwi twierdzili jednak, że chodziło raczej o muskat, ulubione wino biskupa.
Uzyskanie dostępu do muskatów nie było w średniowiecznej Polsce rzeczą prostą. Muskata wyróżniał się jednak zarówno inteligencją, jak i operatywnością, co udowodnił jako mediator w konflikcie pomiędzy księciem Henrykiem Probusem a wrocławskim biskupem Tomaszem. Obaj obsypywali go złotem, Muskata nie zasypiał zaś gruszek w popiele i jednocześnie zabiegał o poparcie rzymskiej kurii. Zaprezentował się w Rzymie od tak dobrej strony, że mianowano go papieskim kolektorem świętopietrza na Polskę. Ponadto jeszcze za życia Probusa wszedł w układy z marzącym o koronie polskiej władcą Czech Wacławem II, który obiecał Muskacie biskupstwo krakowskie. Krakowskiej kapitule, niezupełnie przekonanej do tej kandydatury, w dokonaniu jedynie słusznego wyboru pomogli czescy wojacy pod wodzą niejakiego Hynka z Dubé. Muskata nie omieszkał hojnie go wynagrodzić.
Związanie swoich losów z Wacławem II nowy biskup krakowski musiał uważać za znakomite posunięcie. Ponowne zjednoczenie Polski po rozbiciu dzielnicowym, przez autorów podręczników do historii przypisywane zwykle Władysławowi Łokietkowi, w gruncie rzeczy było dziełem Wacława. Podlegały mu Wielkopolska, Małopolska, Pomorze Gdańskie, ziemie sieradzka, łęczycka i brzesko-kujawska. Nowy król skutecznie walczył z przestępczością, reformował administrację, wspierał gospodarkę. Był jednak Czechem, podobnie jak jego starostowie, którzy w miarę upływu czasu coraz mniej liczyli się z potrzebami i możliwościami miejscowej ludności. Buntujących się brutalnie pacyfikowano, nie bez gorliwej pomocy biskupa krakowskiego. „V katalog biskupów krakowskich” przedstawił Muskatę pod postacią wilka trzymającego w paszczy pastorał.
Niewątpliwie Muskata nigdy nie grzeszył łagodnością. Pisarza, któremu sprzykrzyła się służba u niego, kazał oślepić. W walce z popieranym przez coraz liczniejszych polskich możnowładców Władysławem Łokietkiem wykazał się okrucieństwem większym niż kiedykolwiek wcześniej. Opłaceni przez Muskatę żołdacy mordowali, palili, rabowali, porywali ludzi dla okupu, włóczyli ich końmi, a w nagrodę prócz pieniędzy uzyskiwali od biskupa rozgrzeszenie i pozwolenie na jedzenie mięsa podczas Wielkiego Postu.
Popierający Łokietka arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka wolał środki subtelniejsze i na dłuższą metę bardziej skuteczne. Proces kanoniczny, który wytoczył Muskacie, znacząco podkopał pozycję biskupa krakowskiego w rzymskiej kurii. Gdy Wacław II umarł, a jego syna zasztyletowano, Muskata znalazł się w rozpaczliwej sytuacji. Stracił majątki i zaszczyty, musiał uznać władzę Łokietka, a kiedy krótko po jego koronacji zmarł, na rozkaz króla nie został pochowany w Krakowie. Zwłoki trafiły do klasztoru w Mogile. Dziś nie wiemy nawet, jak niesławny Muskata wyglądał. Pozostał jednak po nim trwały ślad: kamienne zamki, które z upodobaniem budował i fortyfikował. To on wprowadził na tereny Polski architekturę obronną z prawdziwego zdarzenia. Pod ulubionym zamkiem w Lipowcu bywa rzekomo do dziś – jako duch. Niewątpliwie widmo Muskaty czuje się tam lepiej niż w kościele.
Marta Słomińska