Leżące na pograniczu Kujaw i Wielkopolski Strzelno ma zaledwie kilka tysięcy mieszkańców, ale słyszał o nim każdy historyk sztuki specjalizujący się w dziejach architektury. Tamtejsza bazylika, której budowę rozpoczęto już w XIII wieku, może się bowiem pochwalić prawdziwym skarbem: romańskimi kolumnami pokrytymi płaskorzeźbą figuralną. Poza Strzelnem znajdziemy jeszcze tylko dwa takie zabytki, ale będziemy się musieli w tym celu udać do Wenecji lub Santiago de Compostela.
Dopóki kolumny nie zestarzały się porządnie, okazywano im nieszczególny szacunek. Najpierw padły ofiarą chuligaństwa szwedzkich wojaków, którzy poszczerbili je mieczami, a później sztuka romańska wyszła z mody i kolumny obmurowano, by pasowały do nowego barokowego wystroju bazyliki. Na szczęście w 1946 roku do remontu świątyni przystąpiono pod nadzorem wybitnego historyka sztuki Zdzisława Kępińskiego. Barokowe cegły wybito, a Strzelno odzyskało kolumny romańskie. Oczywiście nie wyglądają już dokładnie tak jak w średniowieczu: zblakły jaskrawe kolory (czerwone arkady i niebieskie tło), a rzeźbione personifikacje cnót oraz przywar są niekiedy trudne do rozpoznania. Nie brakuje jednak znakomicie zachowanych figur: Gniew szarpie się za włosy, Próżność chwali pięknym warkoczem, Sprawiedliwość trzyma wagę, a Zawiść węża.
Kto zlecił taką dekorację kolumn i skąd czerpał inspirację? Znawcy sztuki romańskiej wysunęli kilka hipotez. Zygmunt Świechowski podejrzewał, że o wszystkim zadecydowała średniowieczna przeorysza Beatrycze, wymieniona w dokumencie z XII wieku. Była wówczas przełożoną zgromadzenia użytkujących świątynię w Strzelnie norbertanek: na prośbę Beatrycze ich klasztor otoczył opieką papież Celestyn III. Czy jednak przeorysza była na tyle ambitna i kreatywna, by zmienić historię polskiej sztuki? Pomysł Świechowskiego skrytykowała Rozalia Markowska: dowodziła, że ikonografię kolumn musiał zaprojektować ktoś o gruntownym teologicznym wykształceniu, a polskie dwunastowieczne mniszki raczej nie mogły się nim pochwalić. Zresztą gdyby nawet któraś mogła iść w zawody z doktorami Kościoła, decydowanie przez kobietę o wyglądzie bazyliki uniemożliwiłaby mizoginia epoki.
Niestety mało prawdopodobna jest również inna feministyczna hipoteza, w myśl której Strzelno miałoby zawdzięczać swój zabytek Hildegardzie z Bingen. Owszem, dzieła tej wybitnej reformatorki religijnej mogą nasuwać skojarzenia z naszymi kolumnami. W jednym z jej traktatów czytamy przecież o kolumnie człowieczeństwa Zbawiciela, na której pojawiają się liczne cnoty. Kiedy jednak powstawały kolumny w Strzelnie, Hildegarda nie była jeszcze powszechnie cenionym autorytetem: jej pisma zaczęto powielać stosunkowo późno, najstarsze kopie pochodzą z 1175 i 1200 roku. Może więc artyści ze Strzelna lub ich zleceniodawcy czytali znacznie starszą „Psychomachię” Prudencjusza? Też niekoniecznie. Admiratorzy tej księgi przedstawiali bowiem cnoty i przywary jako ludzi, którzy walczą ze sobą, zamiast grzecznie stać w szeregu.
Skoro dekoracja kolumn ze Strzelna nie ma swojego odpowiednika w literaturze epoki, może pomysł pożyczono od zagranicznych architektów? Historycy sztuki rozkładają bezradnie ręce. Kolumny z Wenecji i Santiago de Compostela wykazują tylko powierzchowne podobieństwa do naszych: język artystyczny jest całkiem odmienny. W dodatku zespołem, który wykonał płaskorzeźby ze Strzelna, musiało chyba kierować dwóch mistrzów, bo postaci ukazane na kolumnie północnej mają wyraźnie mniejsze głowy i brak im wdzięku. A przecież twórcy płaskorzeźb nie chcieli, by stanowiły zagadkę! Zadbali o jasność przekazu: powiększyli dłonie cnót i przywar, by ich gesty wyostrzyły przekaz. Ozdobili kolumny wicią roślinną, by nawiązać do chrześcijańskiego motywu drzew dobra i zła. Nie mogli tylko przewidzieć, że potomnych bardziej niż teologiczna treść zabytku zainteresuje jego pochodzenie.
Marta Słomińska