„Nic tak dobrze nie robi politykowi jak więzienie” – twierdzi Jerzy Kochanowski. Józef Piłsudski jest tu znakomitym przykładem: jeszcze przed I wojną światową przeciętny Polak o „Dziadku” nie słyszał. Gazety zaczęły pisać o Piłsudskim dopiero, gdy został dowódcą brygady Legionów Polskich, ale i wtedy naród nie kwapił się do jego uwielbiania. Dość powiedzieć, że na obrazie Kaczora-Batowskiego „Wejście strzelców Józefa Piłsudskiego do Kielc w sierpniu 12 sierpnia 1914 roku” tłumy ludzi wiwatują i sypią kwiaty, prawda zaś wyglądała znacznie mniej efektownie. „Myślimy, że widok pierwszego oddziału wojska polskiego poruszy mieszkańców Kielc” – wspominał te wydarzenia Miłosz Grodzicki. „Doznajemy jednak uczucia dziwnej przykrości, zawodu, pomieszanych ze wstydem. Niezbyt liczna na trotuarach publiczność skupia się z wyrazem strachu i zakłopotania na twarzy”.
Stopniowo jednak Piłsudski zdobywał coraz większą sympatię społeczeństwa, a gdy został więźniem twierdzy magdeburskiej, miłość narodu eksplodowała. „Ziuk” dołączył do panteonu wielkich Polaków, którzy walczyli o wolność ojczyzny i zostali za to uwięzieni: można go było teraz porównywać z Łukasińskim, Kościuszką, Okrzeją. Na adres twierdzy wysyłano dziesiątki tysięcy pocztówek. W 1931 roku, gdy Piłsudski przebywał na Maderze, dostał już milion kartek z życzeniami imieninowymi.
Kult Piłsudskiego rozwijał się stopniowo. Za czasów wojny polsko-bolszewickiej często pokazywany był jeszcze jako „pierwszy wśród równych sobie”, żołnierz w maciejówce. Wyróżniała go tylko charyzma: na jednym z plakatów widzimy, jak do wyruszającego przeciwko bolszewikom „Dziadka” dołącza spontanicznie młody rzemieślnik. Jeszcze w fartuchu, porzuca warsztat, by chwycić karabin. Żegna żonę, która zamiast ronić łzy, podnosi do góry małe dziecko: chce je pokazać Piłsudskiemu. Ten jednak nie jest jedynym bohaterem: na rysunku z 1920 roku widzimy go, jak wbija widły w cielsko rosyjskiego niedźwiedzia, ale do dobicia bestii szykuje się Józef Haller. Po 1926 wokół Piłsudskiego zaczęło się robić pusto, coraz rzadziej u jego boku artyści umieszczali towarzyszy broni. Wreszcie w 1931 marszałek został jedynym budowniczym i dyktatorem Polski, Haller i Chłopicki zniknęli z podręczników.
Na obrazie Mehoffera Piłsudski za plecami ma polski tron. To nie było pochlebstwo: „Ziuk” był faktycznym królem Polski. Nie dało się przed monarchą uciec: wydano 19 znaczków z podobizną Piłsudskiego, ozdobiono nią monety, w każdej państwowej instytucji wisiał portret marszałka. Dzieci dorastały z „Małym piłsudczykiem” („Nie spotkałem człowieka, który byłby socjalizowany w latach 30. i nie czytałby tej książki” – oświadczył Jerzy Kochanowski). Tylko jednego dnia Piłsudski otrzymał 111 dyplomów honorowego obywatelstwa różnych polskich miast. Porównywano go do Bolesława Chrobrego, Stefana Batorego, Kazimierza Wielkiego. Co ciekawe, w liczbie wielkich władców, z którymi Piłsudskiego zestawiano, pojawiał się tylko jeden cudzoziemiec: Napoleon. Inni najwidoczniej na taki zaszczyt nie zasługiwali. Również pogrzeb Piłsudskiego do złudzenia przypominał pochówek króla.
Po śmierci marszałka ten osobliwy kult jednostki przybrał całkiem już kuriozalne rozmiary. W muzeach oglądano wypchanego konia „Dziadka”, termometr (skradziony wkrótce przez jakiegoś wielbiciela) i wyniki badań moczu. Wydano pierwszy tom „Mózgu Józefa Piłsudskiego”, gdzie opisano konserwację jego mózgowia. W drugim tomie miano wyjaśnić, które wyjątkowe cechy mózgu Piłsudskiego zadecydowały o jego geniuszu i wyjątkowej roli dziejowej, ale przeszkodził temu wybuch wojny. Gdzie obecnie znajduje się jedyny w swoim rodzaju mózg, nie wiadomo. Co do poświęconego mu dzieła, kilka lat temu przestudiował je wybitny polski neurolog: na podstawie zamieszczonych tam fotografii doszedł do wniosku, że mózg Piłsudskiego nie wyróżniał się niczym szczególnym. Może to i dobrze, że nie zdążono wydać drugiego tomu: jak polscy czytelnicy znieśliby fakt, że Piłsudski miał mózg zwykłego śmiertelnika?
Marta Słomińska