Zagadka mistrza z Delft: Vermeer w pracowni

Historyk sztuki Michał Walicki w swojej książce o Vermeerze zwrócił uwagę na powracający w obrazach tego artysty motyw perły. „Jego świat zamknięty i skończony jest równie tajemniczy jak ta mała sfera, czysta jak kryształ lub woda” – czytamy. Walicki składa hołd „spokojnemu blaskowi” malarstwa holenderskiego artysty,  sztuce, w której poetycka kontemplacja łączy się z intymnym nastrojem codzienności. „Dla Vermeera czas płynie spokojnie, niewidocznie, powoli”.

   Istotnie z obrazów Vermeera emanuje wielki spokój. Nie znajdziemy na nich postaci przeżywających mrożące krew w żyłach przygody i wykonujących teatralne gesty. Choć w siedemnastowiecznej Europie najlepiej płacono twórcom wielopostaciowych obrazów religijnych i historycznych, Vermeer malował prawie wyłącznie obrazy rodzajowe, na których często widzimy tylko jedną postać, zwykle kobietę: czytającą list, nalewającą mleko z dzbanka, ćwiczącą się w grze na instrumencie, ważącą perły. Scena rozgrywa się w typowym mieszczańskim holenderskim domu, padające z okna światło rozświetla wnętrze i malujące się na twarzy kobiety skupienie. Na ścianie dostrzegamy mapę lub malowidło, w kolorystyce obrazu główne role grają z reguły żółć i intensywny błękit uzyskiwany z kosztownego kamienia lapis-lazuli. Tyle, jeśli chodzi o formę, ale co z treścią?

   Obrazy Vermeera są nie mniej zagadkowe niż jego życiorys. Nie wiemy, od kogo artysta uczył się malarstwa, nie jesteśmy pewni, jaką religię wyznawał, możemy tylko zgadywać, jaki przekaz niosą jego arcydzieła. One same też są zresztą nader skąpym źródłem informacji: obecnie przypisuje się Vermeerowi niewiele ponad 30 obrazów, podczas gdy Rembrandtowi około 300. Historycy sztuki szukają jednak cierpliwie wskazówek. Przyjrzeli się na przykład malowidłom, którymi artysta ozdobił ściany wnętrz zamieszkiwanych przez bohaterki jego obrazów. W przypadku „Przerwanej lekcji muzyki” i „Dziewczyny czytającej list” są to wizerunki amorków (jeden z nich Vermeer zamalował), co może sugerować, że namalowane kobiety mają kochanków albo dopiero marzą o zakazanym romansie. Są też owoce czy klatka dla ptaków, nawiązujące do grzechu pierworodnego lub poczucia uwięzienia w małżeństwie.

   „Ważąca perły” ma z kolei za plecami obraz przedstawiający Sąd Ostateczny. To przypomina nam o biblijnej symbolice pereł: mogą oznaczać zarówno coś szczególnie wartościowego („nie rzucajcie swych pereł przed świnie”), jak i oznakę grzesznej próżności (święty Paweł nawoływał, by kobiety zdobiły nie perły, lecz dobre uczynki). Gdy przyjrzymy się bohaterce obrazu, zauważymy, że na szalkach wagi, w które się wpatruje, nie spoczywa żadna perła. Wszystkie leżą na stole. Może zatem kobieta nie myśli wcale o materialnej wartości perły, lecz rozważa jej znaczenie symboliczne? Waży w myślach swoje dobre i złe uczynki, które zdecydują o jej losie na Sądzie Ostatecznym? Całkiem inaczej postępuje strojnisia z obrazu „Sznur pereł”, przymierzająca klejnoty z wyrazem bezmyślnego zadowolenia na twarzy. Przed nią leży miłosny  bilecik: czy próżność pociągnie za sobą nieczystość?

   Kobiety Vermeera wybierają między dobrem a złem w okolicznościach wypranych z dramatyzmu. Ich życie kształtują wybory pozornie mało znaczące: decyzje o przeczytaniu listu, przymierzeniu pereł, wypiciu kieliszka wina, nieodłożeniu na później drobnych prac. Nie zawsze próżność, lenistwo i lubieżność zwyciężają. „Koronczarkę” pochłania praca, „Kobieta z dzbanem” myje ręce (a jej perły spoczywają w kasetce na biżuterię – oto zwycięstwo czystości nad próżnością). Powszechnie uważa się jednak, że sztuka nie powinna podsuwać zbyt łatwych odpowiedzi, i nie przypadkiem chyba największą sławę spośród obrazów Vermeera zdobyły dwa najbardziej niejednoznaczne: „Dziewczyna z perłą” (przestraszona czy podekscytowana?) oraz „Mleczarka” (pochłonięta pracą czy marzeniami o mężczyźnie?). To dzięki takim obrazom artysta doczekał się od Zbigniewa Herberta miana „Sfinksa”.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz