„Kiedy znów zakwitną białe bzy”, „Może kiedyś innym razem”, „Upić się warto”, „Panna Mania gra na
mandolinie!” – kto wie, że teksty wszystkich tych przedwojennych przebojów napisał
Marian Hemar? Spod jego pióra wyszły tysiące piosenek na najróżniejsze tematy, Mira
Zimińska narzekała jednak, że najciekawsze utwory – te o „miłości, kwiatach i
snach” – rezerwował dla ukochanej żony, aktorki Marii Modzelewskiej. Bo choć
Hemar napisał swego czasu piosenkę „Mnie się każda kobieta podoba”, to
zawdzięczamy mu również przebój zatytułowany „Mnie się żadna tak nie podoba jak
ty”, i z pewnością żonie mógł to powiedzieć szczerze. Aby zdobyć Marię, gotów
był na wszystko: najpierw rozwiódł ją z poprzednim mężem, potem porzucił
judaizm dla wyznawanego przez żonę katolicyzmu, prócz muzycznych szlagierów
pisał scenariusze filmowe, żeby ukochana mogła błyszczeć w głównych rolach.
Nie
brakowało jej ku temu predyspozycji. Prócz urody i talentu miała „to
nieokreślone coś, pełne tajników uśmiechu, rozkoszy spojrzenia czy
niespodziewanego triku temperamentu, które to cechy […] składają się na
umiejętną sztukę czarowania” – tak zrecenzowano jej debiut. Modzelewska
występowała zarówno w teatrze (między innymi Klarę w „Ślubach panieńskich”, Ewę
Pobratymską w „Dziejach grzechu” czy Katarzynę w „Poskromieniu złośnicy”), jak
i w filmach („Przedwiośnie”, „Śluby ułańskie”, skandalizujące „O czym się nie
myśli”). Cieszyła się olbrzymią popularnością, do teatru chodzono „na
Modzelewską”, podpis artystki wart był dwóch autografów Zuli Pogorzelskiej czy
Juliana Tuwima. Kierujący Teatrem Polskim Arnold Szyfman cenił swoją gwiazdę
tak dalece, że uprosił Marię, by nie starała się o potomstwo: miała żyć przede
wszystkim dla teatru.
Hemar i Modzelewska wydawali się początkowo dobraną parą. Żyli
dostatnio, mieszkali w pięknej willi z ogródkiem, zamiast dzieci rozpieszczali
psy, a przede wszystkim – razem pracowali. Co on pisał, ona grała i śpiewała.
Pewnego razu Hemar spróbował nawet sił w roli akompaniatora żony, kiedy ta
występowała w radiu, szybko jednak sprowadzono go na ziemię: zaczęli wydzwaniać
zirytowani słuchacze, pytający, co się stało panu Ursteinowi, że tym razem tak
przeszkadza Modzelewskiej zamiast pomagać.
Nie minęło jednak wiele czasu, nim Hemarowie zaczęli wszystko robić
osobno. Wszystko wskazuje na to, że decyzję o rozstaniu podjęła Modzelewska.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, każde z małżonków opuściło kraj na własną
rękę: Hemar przed wyjazdem do Rumunii dotarł do Lwowa, by pożegnać rodzinę, jej
towarzyszył sekretarz ministra Becka Stanisław Carso-Siedlecki, którego
nazwiskiem zwykła się potem przedstawiać. Faktycznie jednak rozwód z Hemarem uzyskała
dopiero w roku 1956. Zdaje się, że dla każdego z małżonków bardziej liczył się
stan faktyczny niż dokument, bo również Marian znalazł nową żonę na długo przed
rozwodem: została nią śliczna Amerykanka duńskiego pochodzenia Caroll Ann Eric
(po ślubie znana jako Caja Hemar), gwiazda Broadwayu. Maria odwiedzała po
wojnie Polskę, w latach 90. wróciła do ojczyzny na stałe.
Hemar nie wrócił nigdy. Zmarł w roku 1972, kiedy władzę w Polsce wciąż jeszcze sprawowali komuniści, których szczerze nienawidził. „Gwałciciele bezwstydni, trupojady, hyjeny” – pomstował na nich w jednym z wierszy. Poróżnił się z dawnymi przyjaciółmi, Słonimskim (opisanym w innym wierszu jako „szmata pod pozorami literata”) i Tuwimem, którzy z nową władzą lepiej lub gorzej się dogadywali. W rezultacie PRL objęła jego utwory cenzurą. Podobnie Marię, pracującą dla rozgłośni „Głos Ameryki” i otwarcie krytykującą komunistów, wykreślano z obsady przedwojennych przedstawień. Pamiętano jednak o niej. Zmarła w skolimowskim Domu Artystów Weteranów Scen Polskich, otoczona aktorami. Ponoć nie rozstawała się z tomikiem wierszy Janka. Tak brzmiało pierwsze imię Hemara, który został Marianem dla wszystkich oprócz swojej Marii.
Marta Słomińska