Giambattista Tiepolo: triumf rokoka

  „Duch malarza musi nieustannie dążyć do wzniosłości” – twierdził Tiepolo. Pozostawił jednak po sobie mnóstwo dzieł, którym ta dewiza zdaje się nie przyświecać, bo jasne barwy, lekkość kompozycji, humorystyczne akcenty raczej tworzą nastrój zabawy niż przydają majestatu czy patosu. Nawet kiedy Tiepolo przedstawiał na płótnie sceny w założeniu pełne dramatyzmu, przypominały one nieraz sympatyczne scenki rodzajowe. Oto Święta Rodzina ucieka do Egiptu. Czyni to bez pośpiechu, płynie spokojnie łodzią, nad Maryją, Józefem i Dzieciątkiem rozpościera się pogodne niebo, trud wiosłowania wzięli na siebie aniołowie. Jeden z nich przypomina Kupidyna, inny wdzięcznie staje na jednej nodze jak popisujący się gondolier, nieopodal płyną dwa łabędzie. Scena w założeniu biblijna de facto wygląda jak obraz mitologiczny: jeszcze jeden idylliczny dzień z życia Wenus.

   Z kolei rzut oka na obraz w założeniu mitologiczny każe nam się zastanowić, czy w artyście nie drzemał talent satyryka. „Jupiter i Danae” to ilustracja mitu o Jowiszu przybierającym postać złotego deszczu, by posiąść dziewczynę uwięzioną w wieży. Kupidyn odsłania przed wzrokiem boga obfite pośladki Danae, ta posyła prowokujące spojrzenie w naszą stronę, jej służąca chciwie zbiera spadające z nieba złote monety, a mały piesek zajadle obszczekuje przybyłego wraz z bogiem orła. Daleko więcej tu przyziemności niż wzniosłości.

   Wiekopomną sławę przyniosły jednak Tiepolowi inne dzieła malarskie: artysta był wybitnym freskantem, twórcą gigantycznych malowideł ściennych, często zawierających treści alegoryczne. Wenecjanin wybierał oryginalne rozwiązania kompozycyjne. Centralną część dekoracji sufitu, w której często umieszczano główne figury malowidła, czasem w ogóle od postaci uwalniał. Okalały one wtedy fresk jak rama lub kręciły się w malowniczym wirze, jakby stopniowo przyciągane przez górującą nad nimi niebiańską przestrzeń, nasyconą blaskiem i kolorem. Nie przybierały nienaturalnych póz, lekko i swobodnie omijały puszyste chmury, by popłynąć ku światłu. „Tiepolo zdejmuje z nas ciężar, dostarcza powietrza, pozwala unosić się w przestworzach, stwarzając złudzenie, że wstępujecie w niebo” – podsumował krytyk literacki Alain Buisine. Oto wzniosłość rozumiana na sposób rokokowy.

   Freski musiały powstawać w szybkim tempie, ale dla Tiepola raczej nie był to problem. „Tworzy obrazy w krótszym czasie, niż inny zdąży wymieszać farby” – donosił swojemu królowi szwedzki poseł. Wieści o talencie Tiepola dotarły także do władcy Hiszpanii Karola III, który zapragnął ozdobić dziełami tego artysty salę tronową pałacu królewskiego w Madrycie. Imponująca „Chwała Hiszpanii” ma charakter alegorii: Hiszpania przedstawiona jest pod postacią pięknej i dumnej kobiety zasiadającej na tronie. Gładzi ona grzywę lwa, otoczona przez bogów olimpijskich, a także figury symbolizujące prowincje imperium i panujący w nich dostatek. Choć Karol III docenił talent Tiepola, artysta nie czuł się dobrze w Hiszpanii, wolał rodzinną Wenecję. Tam był gwiazdą niekwestionowaną, tu dołki kopał pod nim prekursor neoklasycyzmu Anton Raphael Mengs.

   Zdarzało się jednak i tak, że za granicą podejmowano Tiepola jak udzielnego księcia. Tak było w Würzburgu, gdzie artysta ozdobił rezydencję biskupią freskami zajmującymi powierzchnię sześciuset metrów kwadratowych. Otrzymał do dyspozycji pięć pokojów, a gdy przychodziła pora obiadowa, wybierał spośród ośmiu dań. Zleceniodawca z pewnością nie żałował, że roztoczył nad malarzem tak czułą opiekę: dekoracja sufitu klatki schodowej, przedstawiająca alegorię planet i kontynentów, uchodzi za najlepsze z dzieł Tiepola. Artysta dowiódł, że ma niezwykłe zdolności kompozycyjne i iluzjonistyczne, popisał się błyskotliwymi skrótami perspektywicznymi, zadbał o mnogość punktów widzenia, wydobył z wachlarza pastelowych barw tony żywe, a zarazem subtelne. Historyk sztuki Maria Rzepińska orzekła, że fresk ten to „gloria jasności”. Gloria, w której Tiepolo chodził bez fałszywej pokory.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz