„Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem”. Kilkanaście pierwszych słów pierwszej biblijnej księgi – tu w wersji znanej z Biblii Tysiąclecia – i od razu przyczynek do poważnej dyskusji teologicznej. Bo z czego powstały niebo i ziemia? Czy Bóg stworzył je z nicości, czy też z pierwotnej pramaterii? Czy ziemia, która „była bezładem i pustkowiem”, to jakaś pra-ziemia, jej pierwotny zarys, któremu Bóg nadaje kształt, czy też mowa tu o ziemi już przez Boga stworzonej i uformowanej? Hipotezę „coś z niczego” upowszechnił w świecie chrześcijańskim św. Augustyn. Wyznawcy judaizmu poszli jednak inną drogą i większość rabinów opowiedziała się za tworzeniem świata z pramaterii. A to dopiero początek: kolejne ustępy Księgi Rodzaju budzą dalsze wątpliwości i czasem zdają się nawet sobie wzajemnie przeczyć.
Tak jest na przykład z opisem stworzenia człowieka. Najpierw czytamy, że Bóg „stworzył mężczyznę i niewiastę”, po czym oddał im we władanie zwierzęta i rośliny. Ale zaraz potem następuje kolejny opis stworzenia ludzi, z którego dowiadujemy się, że gdy Bóg lepił pierwszego człowieka z prochu ziemi, nie rosły w niej jeszcze drzewa i krzewy. Najprościej przyjąć, że zestawiono tu ze sobą dwa różniące się nieco przekazy mające znaczenie symboliczne, a nie dosłowne, ale proponowano też inną interpretację: pierwsza próba stworzenia człowieka była z jakiegoś powodu nieudana, niewystarczająca, więc doszło do kolejnej. Dyskutowano też nad tym, co oznacza sformułowanie „na obraz Boży”: skoro człowiek nie jest równy Bogu i z nim identyczny, to które z ludzkich cech uzasadniają stwierdzenie, że Bóg stworzył człowieka „na swój obraz”?
Dochodziły do tego rozważania nad naturą kobiety. W drugim opisie stworzenia człowieka mężczyzna powstaje „z prochu ziemi”, a następnie otrzymuje od Boga „tchnienie życia”. Ci spośród teologów, którzy byli skłonni uważać owo tchnienie za synonim duszy, pozwalali sobie wobec tego wątpić, czy kobiety duszę w ogóle mają. Przecież po wzmiance o tym, jak pierwsza niewiasta zbudowana została z żebra mężczyzny, nie zostaje wyjaśnione, czy i do jej nozdrzy trafiło Boże tchnienie… Inni z kolei dowodzili, że sformułowanie z pierwszego opisu stworzenia człowieka – „stworzył mężczyznę i niewiastę” – pozwala przypuszczać, że pierwsza istota ludzka była androgynem, mężczyzną i niewiastą w jednej osobie. Jeszcze inni pytali, czy liczba mnoga w postanowieniu Boga – „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz” – to pluralis maiestatis, czy może argument przemawiający za istnieniem Trójcy Świętej.
Wreszcie: jak rozumieć frazę „odpoczął po całej swej pracy”? Wszakże Bóg jest doskonały, nie powinien odczuwać fizycznego lub psychicznego zmęczenia, które dokucza przeciążonym pracą ciałom i umysłom ludzkim. Skłaniano się ku hipotezie, w myśl której „odpoczynek” pokazuje niezależność Boga od stworzonych przezeń bytów. Nie są one Bogu koniecznie potrzebne, Stwórca podtrzymuje i prowadzi dzieło stworzenia, ale pozostaje wobec niego transcendentny. Podobnie przedstawia się kwestia odpowiedzialności ludzi za dzieło ich rąk: człowiek tworzy, ale może oderwać się od tej aktywności i pozostaje od niej niezależny.
Warto dodać, że biblijny opis stworzenia świata odsłania dodatkowe znaczenia, gdy zapoznamy się z mitologią babilońską, zwłaszcza eposem „Enuma elisz”. On także opowiada o stworzeniu świata i człowieka, a uderzające podobieństwa między opisem babilońskim a biblijnym pozwalają spojrzeć na pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju jak na swoistą polemikę z mitologią babilońską. U Babilończyków świat jest efektem ubocznym wojny bogów, rodzi się z cierpienia, podczas gdy w Biblii Bóg widzi, że niebo i ziemia od początku „były dobre”. Babilońscy bogowie stwarzają człowieka, by im usługiwał, biblijny Bóg stwarza świat i człowieka ku swej chwale i przez swoją miłość: ludzkość zajmuje uprzywilejowane miejsce w świecie. Łatwo zrozumieć, że ta wersja stworzenia świata okazała się bardziej atrakcyjna.
Marta Słomińska