W 1442 roku augustianka z Cascii – znana obecnie jako święta Rita – otrzymała stygmat rany na czole. Przypominał on ślad po zranieniu koroną cierniową. Niestety rana wydzielała odór, budzący w zakonnicach z klasztoru Rity tak silny wstręt, że przyszłej świętej zabroniono opuszczać celę. Nieszczęsne augustianki raczej nie uwierzyłyby, gdyby im wtedy powiedziano, że po śmierci udręczonej Rity wierni z całego świata będą pielgrzymować do Cascii, by poczuć emanujący z ciała zmarłej słodki zapach róż… A jednak. Zwłoki Rity nie uległy naturalnemu rozkładowi i aby każdy mógł stwierdzić to osobiście, po dziś dzień spoczywają w szklanej trumnie. Pobożni chrześcijanie, którzy przez setki lat prosili Ritę o wstawiennictwo u Boga, zgodnie twierdzili, że ciało pachnie różami; niekiedy zaświadczali też, że święta otwierała i zamykała oczy lub zmieniała pozycję w trumnie.
Czy brak widocznych oznak rozkładu ciała po śmierci to argument przemawiający za świętością zmarłego? Wystarczający – nie, dodatkowy – jak najbardziej. Sceptycy mogliby zauważyć, że istnieją sposoby, by zapobiec rozkładowi ciała. Sama mumifikacja nie wystarcza jednak, byśmy mieli do czynienia z cudem: papież Benedykt XIV w dziele zatytułowanym „Da Cadaverum Incorruptione” precyzował, że aby stan zwłok wskazywał na działanie siły nadprzyrodzonej, ciało zmarłego musi zachować nie tylko swą doczesną formę, lecz także barwę, świeżość i elastyczność. Powinno być miękkie, nie wysuszone na wiór niczym starożytne mumie. Ponieważ od śmierci do beatyfikacji upływa zwykle kilka lat, prawdopodobieństwo, że zwłoki zachowają takie właściwości bez ingerencji z zewnątrz – czy to ludzkiej, czy to pozaziemskiej – jest znikome, jeśli nie zerowe.
Niejedna z niezwykłych przypadłości zwłok, która setki lat temu uznawana była za oczywisty cud, obecnie daje się wytłumaczyć w sposób naukowy. Święci, którzy po śmierci nadal się poruszali? Pewnie da się to wytłumaczyć znanym medycynie odruchem Łazarza. Święci, którzy po śmierci krwawili? Ich serca nie mogły już pompować krwi, jednak pewna jej ilość mogła się jeszcze sączyć z ciała. Zresztą wierni zbliżający się do ciała świętego mają prawo mocno ten fakt przeżywać i doświadczać różnego rodzaju omamów albo karmić się złudzeniami. Czy święty Paschalis Baylón naprawdę otworzył oczy podczas własnych uroczystości pogrzebowych? A może tylko promień światła padł na jego twarz i żałobnicy odnieśli wrażenie, jakby drgnęły mu powieki? W końcu odkąd naukowcy zaczęli badać ciała świętych przy pomocy nowoczesnej aparatury, zmarli przestali otwierać oczy.
Podobnie jest z zapachami. Najczęściej święci wydzielali aromat róż, czasem jaśminu – święta Teresa z Avila pachniała nim ponoć za życia i jeszcze 330 lat po śmierci! Trudniej niestety o ciała świętych pachnących w wieku XXI. Statystyki są nieubłagane: doliczono się 30 świętych pachnących za życia, 103 pachnących w momencie zgonu i zaledwie 18, którzy upajali zapachem jeszcze długo po swoim zgonie. A naukowcy nie znają litości. Święty pachnący różami? Żaden problem. Przy współczesnej technice znajdzie się sposób, żeby go regularnie i dyskretnie perfumować.
Ze wszystkich cudów związanych z pośmiertnymi losami ciał świętych najbardziej odporny na argumenty naukowców pozostaje cud zakonserwowania zwłok. Ciało nie zgniło, tłuszcz nie zamienił się w trupi wosk – czemu to przypisać? Proces rozkładu można było spowolnić – choćby ułożeniem zmarłego na łożu z ziół mających właściwości antyseptyczne. Święci mogli też zacząć proces mumifikacji już za życia, poszcząc i odwadniając się – tak czynili buddyjscy mnisi. Jednak mówimy o ciałach, które po wielu latach od zgonu zachowują miękkość i elastyczność, co jest o wiele trudniejsze do osiągnięcia. Zagadka pozostaje więc zagadką – i każdy sam może zdecydować, czy w nietkniętych zębem czasu ciałach zobaczy fenomen biologiczny, czy znamię świętości.
Marta Słomińska