Polskie przysłowie mówi: „Noga nogę, a brat brata podpiera”. Losy bohaterów wtorkowego wykładu stanowią dobrą ilustrację tego powiedzenia. Aż trzech z nich miało braci, którzy obrali tę samą lub bardzo podobną drogę kariery, co pozwalało rodzeństwu znajdować w sobie silniejsze oparcie. Najbardziej potrzebowali go bracia Meissnerowie, którym przyszło bronić niepodległości Polski.
Od wczesnej młodości mieli bardzo podobne zainteresowania. Obaj byli kapitanami – Tadeusz żeglugi wielkiej, starszy o rok Janusz pilotem Wojska Polskiego. Obaj brali udział w III powstaniu śląskim, za co otrzymali ordery Virtuti Militari. Zarówno Janusz, jak i Tadeusz zasłużyli się dla kraju także podczas II wojny światowej. Młodszy z braci był kapitanem używanego do ewakuacji żołnierzy i uchodźców statku SS Warszawa, zatopionego w 1941 roku. Starszy uczestniczył w lotach bojowych. Obaj wreszcie interesowali się polityką: po wojnie Janusz wszedł w skład Miejskiej Rady Narodowej Zakopanego, a Tadeusz był posłem na Sejm. Janusz znany jest także jako pisarz: w swoich książkach („Eskadra”, „Szkoła orląt”) czerpał obficie z własnych doświadczeń. Dla wielu nastolatków z PRL-u był idolem, niedoścignionym wzorem dzielnego pilota.
Waleczne serce miał także Maksymilian Gierymski. Jako siedemnastolatek walczył w powstaniu styczniowym. Nie mógł mu wówczas towarzyszyć brat, któremu do pełnoletności było jeszcze dalej niż Maksymilianowi, wkrótce jednak Gierymscy połączyli siły w malarstwie. Po przyjeździe do Monachium tworzyli w jednej i tej samej pracowni. Aleksander często pozował bratu do obrazów przedstawiających jeźdźców: siedział wtedy na koźle, który udawał konia. Bracia nie bawili zresztą w Monachium zbyt długo: choroba Maksymiliana zmuszała ich do poszukiwań zdrowszego klimatu. Gierymscy jeździli więc do Włoch, odwiedzali alpejskie uzdrowiska, ale poprawa nie następowała. W 1874 roku Maksymilian zmarł. Aleksander miał potem powiedzieć: „Ja od śmierci brata zostałem człowiekiem”.
Nie należy interpretować tych słów jako dowodu niewdzięczności. Wiadomo, że Aleksander kochał brata i troskliwie się nim opiekował, jednak sława Maksymiliana wykluczała jakiekolwiek żywsze zainteresowanie publiczności młodszym Gierymskim. Dopiero po zgonie Maksymiliana Aleksander mógł zostać należycie doceniony. Trzeba jednak zauważyć, że jako malarz wiele zawdzięczał starszemu bratu, początkowo tworzył pod jego silnym wpływem.
Również Ksawery Pillati uczył się pilnie od starszego brata. Henryk miał niewątpliwy talent: do warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych został zapisany już jako trzynastolatek. Po trzech latach musiał jednak rzucić szkołę, by sprzedażą obrazków rodzajowych zarabiać na potrzeby własne i młodszego rodzeństwa, rodzice Pillatich padli bowiem ofiarą epidemii cholery. Być może to właśnie zbyt wcześnie narzucone obowiązki sprawiły, że w późniejszym wieku Henryka Pillatiego bardziej pociągał alkohol niż ciężka praca.
Mniej utalentowany, ale pracowity i sumienny Ksawery z biegiem lat coraz częściej musiał pomagać bratu w ukończeniu obrazu. Wkrótce Henryk stał się niezdolny nawet do rozpoczynania pracy: Ksawery otrzymał dramatyczne wezwanie z Petersburga, gdzie jego brata dopadło delirium tremens. Zabrał Henryka do Warszawy, ale starszy z braci Pillatich nigdy już nie wydobrzał. Zmarł na wpół obłąkany.
Cierpienia związane z utratą członka najbliższej rodziny nie ominęły też słynnej pisarki Elizy Orzeszkowej. Jej starsza siostra Klementyna zmarła, gdy Eliza miała dziesięć lat. „Rozwijałyśmy się, jak kwiaty przedwczesne nad śniegiem; bujniejszy zginął, drobniejszy przetrwał, na zawsze smutny tem, że został samotnym” – wspominała po latach Orzeszkowa. A o swoich najwcześniejszych utworach pisała, że prócz jednej z nauczycielek „chwaliła je tylko siostra”.
Marta Słomińska