Stefan Żeromski był jednym z tych pisarzy, którzy śmiało mogli powiedzieć, że sukces literacki zawdzięczają wyłącznie własnemu talentowi i uporowi. Przyszły założyciel polskiego oddziału PEN Clubu u progu kariery znajdował się bowiem w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Nie miał majątku ani koneksji, chorował, jego sytuacja rodzinna była trudna: jeszcze jako nastolatek stracił oboje rodziców. Słabe zdrowie i jeszcze gorsze stopnie nie pozwoliły mu zdać matury. Aby zarobić na swoje utrzymanie, podjął pracę guwernera. Potem wyjechał do Szwajcarii: „Syzyfowe prace” pisał już jako bibliotekarz w Rapperswilu. Trzeba było dwunastu lat i wielu wyrzeczeń, by Żeromski mógł zacząć utrzymywać się z pisania.
Niewątpliwie miał do tego predyspozycje: nieprzypadkowo ukazało się już kilkanaście tomów „Słownictwa pism Stefana Żeromskiego”. Co ciekawe, szkolne świadectwo autora „Popiołów” dowodzi, że języki obce niespecjalnie go interesowały. Przeważają oceny dostateczne. Tymczasem nauczyciel polskiego – jak wiemy z dziennika pisarza – potrafił postawić mu ocenę celującą jeszcze przed sprawdzeniem wiedzy ucznia. Żeromski starał się nie zawieść pokładanych w nim nadziei, dzięki czemu jako pisarz wkrótce zyskał rzesze naśladowców, a po wielu latach – mnóstwo nieprzyjaciół krytykujących „czystej wody kicz”. Może zbyt długo rodzimi autorzy naśladowali styl, zgodnie z którym zawiedziona dziewczyna musiała wylewać w „martwe piersi” drzewa „przeklęte łzy odtrącenia”. Żeromski jednak na oszczędny sposób pisania zdobyć się nie potrafił – uważał, że poważne tematy wymagają odpowiedniej formy.
A trzeba przyznać, że już jako młody twórca chętnie poruszał zagadnienia trudne i kontrowersyjne. Nie bał się dekonstrukcji narodowych mitów: powstania styczniowego, wojen napoleońskich. „Trzeba rozdrapywać rany polskie, aby nie zabliźniły się błoną podłości” – mawiał. Nie stronił od brutalnej prawdy zarówno w treści, jak i formie. Naturalizm jego powieści bywał sporym wyzwaniem dla rysowników. Dobrym przykładem jest jedna z ilustracji do opowiadania „Rozdzióbią nas kruki, wrony…”. Widzimy na niej leżącego przy wozie martwego powstańca, nieopodal nieżywego konia, a w tle odjeżdżających Kozaków. Scena to ponura, ale porównanie jej z opowiadaniem sprawia, że zaczyna wyglądać sielankowo. Męczarnie konia z otwartym złamaniem nogi, wrona usiłująca wydziobać zabitemu człowiekowi mózg, chłop, który najpierw zmawia pacierz, a następnie obdziera powstańca do naga – oto obraz, z jakim Żeromski pozostawia czytelnika kończącego lekturę.
Na zachowanych portretach i fotografiach pisarza widać zresztą, że nie był to człowiek, który stawiał sobie za cel bawienie czytelnika. Surowy wzrok, ściągnięte brwi, zmarszczone czoło, sroga mina: tak Stefan Żeromski prezentuje się na swoich najsłynniejszych wizerunkach. Na portrecie namalowanym przez Leona Wyczółkowskiego wrażenia dopełniają sumiaste wąsy Żeromskiego, jego długa broda i posępny, górzysty krajobraz w tle. Bardzo podobny jest obraz „Stefan Żeromski z synem Adasiem”, choć tu przynajmniej dziecko się uśmiecha. Znów możemy podziwiać góry na drugim planie: pisarz przez wiele lat mieszkał w Zakopanem. W 1918 roku przez kilkanaście dni pełnił nawet obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej Zakopiańskiej, zanim rozwój wydarzeń politycznych pozwolił na niepodległy byt znacznie większego obszaru Polski. Działalnością polityczną i społeczną zajmował się zresztą od dawna: działał w organizacjach demokratycznych i socjalistycznych, był inicjatorem założenia Uniwersytetu Ludowego.
Nie tylko publiczne, lecz także prywatne życie Żeromskiego z biegiem lat stawało się coraz bardziej skomplikowane. Jeszcze jako początkujący pisarz poślubił wdowę Oktawię Rodkiewiczową. Na starych fotografiach Żeromskiemu i jego żonie towarzyszy Henia, córka Oktawii z pierwszego małżeństwa. Później urodzili się Stefan i Adam – niestety, obaj chłopcy zmarli. Sławnego ojca przeżyła tylko Monika, córka Żeromskiego i malarki Anny Zawadzkiej. Przez długie lata Anna uchodziła za żonę pisarza, na co wskazywało też świadectwo chrztu Moniki. Z odnalezionych ostatnio dokumentów wynika jednak, że pisarz nigdy się nie rozwiódł i usiłował dzielić czas pomiędzy obie rodziny. Być może jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy była choroba Oktawii, która po śmierci drugiego syna załamała się psychicznie.
Żeromski na załamanie pozwolić sobie nie mógł. Zbyt wiele sobie po nim obiecywano. Miał być nauczycielem narodu, wskazywać drogę, bronić pamięci, przypominać o obowiązkach. Powieści i opowiadania pisarza ukształtowały etos polskiego inteligenta: człowieka trzeźwo patrzącego na świat, ale nawet w najtrudniejszej sytuacji usiłującego dokonywać zmian, mającego misję poprawy losu tych, którzy pod względem wykształcenia czy poziomu życia stoją niżej od niego. Dziś postawy bohaterów Żeromskiego coraz częściej oceniane są jako nienowoczesne, a znajduje to swoje odbicie nawet w prawie. W 2012 roku parlament odebrał artystom i naukowcom przywilej niższego oprocentowania dochodów z ich działalności. Wywalczył go nie kto inny, jak Stefan Żeromski. Najpierw z mody zaczęły wychodzić jego powieści, teraz do lamusa odkłada się etos „sumienia polskiej literatury”. Czy już na zawsze?
Marta Słomińska