Na przełomie XV i XVI wieku sztuka niderlandzka przeżywała okres rozkwitu. Sukces gospodarczy przełożył się na ubogacenie kulturalne: miast takich jak Bruksela, Brugia czy Antwerpia nie omijał żaden kupiec, a stale rosnąca dzięki nim siła nabywcza mieszkańców Niderlandów pozwalała na finansowanie ambitnych przedsięwzięć artystycznych. Szczególną sławę zyskały niderlandzkie nastawy ołtarzowe. Najczęściej ich centralne partie były rzeźbione, a skrzydła boczne malowane. Na tle podobnych ołtarzy z innych krajów wyróżniała je niezwykła sugestywność: artyści niderlandzcy umiejętnie kształtowali przestrzenność kompozycji, tworzyli złudzenie trójwymiarowości, pochylali się nad nastawami z lupą, by w sposób realistyczny oddać każdy szczegół kompozycji, a motywy biblijne umieszczali we współczesnych wnętrzach.
Do najbardziej poruszających przykładów zastosowania takiego zabiegu należy ołtarz znany jako Tryptyk de Mérode. Robert Campin i jego uczniowie przedstawili scenę Zwiastowania: centralny panel tryptyku zajmują Maryja i archanioł Gabriel, po prawej widzimy świętego Józefa zajętego pracą w warsztacie stolarskim. Na lewym panelu umieszczono małżeństwo donatorów arcydzieła, klęczące w nabożnym skupieniu przed uchylonymi drzwiami. Najwyraźniej dostrzegają przez nie Bożego posłańca zapowiadającego Maryi, że zostanie matką Jezusa. Żadne z nich nie ma nad głową aureoli, a liczne przedmioty codziennego użytku, od ręcznika po świecę, tworzą kameralną, domową atmosferę. Codzienność przenika się tu jednak ze świętością: szesnastokątny stół nawiązuje do liczby hebrajskich proroków, a wszystkie narzędzia stolarskie – od gwoździ po piłę – nawiązują do męki Chrystusa.
Równie słynną nastawą jest Ołtarz Gandawski, dzieło braci van Eycków. Na frontowych tablicach widzimy między innymi Chrystusa (lub może Boga Ojca?) z Maryją i Janem Chrzcicielem, adorację Baranka Bożego, Adama i Ewę, Kaina i Abla, świętą Cecylię przygrywającą na organach aniołom… Znajdujemy tu wszystko, co w niderlandzkim malarstwie ołtarzowym najwspanialsze: wyrafinowaną symbolikę, bogactwo detali (jak egzotyczne rośliny czy klejnoty w Chrystusowej koronie), umiejętność przybliżenia świata przedstawionego oglądającemu nastawę (Adam zdaje się wychodzić z ram obrazu). Tylne tablice to kolejny popis kunsztu artystów: widzimy na nich parę donatorów, posągi ich świętych patronów i scenę Zwiastowania. Biel szat, rzeźbiarsko potraktowane kaskady ich fałd oraz dostojeństwo póz Gabriela i Maryi również te postaci upodabniają do posągów.
Fascynujący jest także Ołtarz Siedmiu Sakramentów. Rogier van der Weyden połączył w nim nadprzyrodzony majestat i skomplikowaną symbolikę z zaskakująco realistycznymi akcentami. Artysta przenosi nas do wnętrza gotyckiego kościoła: w jego centrum umieszcza Grupę Ukrzyżowania, po bokach zaś przedstawienia sakramentów, nad których dopełnieniem czuwają aniołowie w barwnych szatach. Kolory dobrane są bardzo starannie: anioł biorący udział w sakramencie chrztu odziany jest na biało (symbol niewinności), nad namaszczanym chorym unosi się anioł w czerni (związanej ze śmiercią), biorącej ślub parze towarzyszy anioł w błękicie (barwa wierności…) A jednak subtelność nie oznacza tu wydelikacenia: malarz nie boi się ukazać brzydoty, choroby, skrajnego wychudzenia umierającego. Fizyczną szpetotę opromienia blask duchowego piękna.
Te ołtarze to lekcja dawnej duchowości i historii materialnej zarazem. Są tak realistyczne, że potomni zdołali zbudować zarówno działającą pułapkę na myszy z obrazu Campina, jak i grające organy świętej Cecylii z Ołtarza Gandawskiego. Ileż jednak treści symbolicznych niosły tak naturalnie wkomponowane w obraz przedmioty! „Bóg uczynił pułapkę na myszy dla diabła, a jako przynętę umieścił ludzkie ciało Chrystusa” – napisał w XII wieku biskup Paryża. Robert Campin nie wybrał atrybutów świętego Józefa przypadkowo.
Marta Słomińska