Malarz znany dziś jako Hieronim Bosch w rzeczywistości nosił nieco odmienne imię i całkiem inne nazwisko: van Agen. Przydomek „Bosch” wziął się od końcowego członu nazwy miejscowości, w której artysta przyszedł na świat, a właściwe imię brzmiało „Jeroen”. Na niektórych obrazach malarz podpisywał się jako „Jheronimus Bosch”, a więc przydomkiem i niderlandzko-łacińską wersją imienia. Niestety podpisu tego używali też uczniowie i naśladowcy Boscha, przez co atrybucja jego obrazów stanowi spory problem. Nawet autorstwo tak znanych i podziwianych dzieł, jak „Chrystus dźwigający krzyż” czy „Wóz z sianem” zostało zakwestionowane. Badania dendrochronologiczne dowiodły, że ten ostatni obraz mógł powstać najwcześniej w roku śmierci Boscha. Być może wyszedł spod ręki ucznia artysty, pouczonego tylko wcześniej przez mistrza, co i jak namalować.
Pomysł na obraz wydaje się bowiem dla Boscha typowy, choćby dlatego, że artysta lubił ilustrować popularne przysłowia i powiedzenia. Na przykład kochanków z „Ogrodu rozkoszy ziemskich” widzimy zamkniętych w przezroczystej kuli: mieszkańcy Niderlandów mawiali, że „szczęście jest jak szkło, łatwo się tłucze”. Wedle innego powiedzenia „świat jest wozem siana, każdy zgarnia, ile zdoła”. Postaci na obrazie nie walczą zatem o zwykłe siano, symbolizuje ono wszystkie dobra doczesne: majątek, władzę, rozkosze łoża i stołu. Aby użyć tych przyjemności, ludzie gotowi są na wszystko: dwaj mężczyźni chwycili za noże, chcą zabić rywali. Inni ryzykują śmierć pod kołami wozu, gdy usiłują wdrapać się na górę. Z góry spogląda na to wszystko Chrystus, ale jego obecność pozostaje niezauważona. Liczy się siano, które to słowo przypadkiem w naszym języku jest synonimem wyrazu „pieniądz”.
Właśnie pieniądze symbolizuje najpewniej to siano, które zgarniają do worków namalowane w prawym dolnym rogu obrazu zakonnice. Ich pracę nadzoruje zażywny mnich z kuflem w dłoni, postać uosabiająca zarazem chciwość i obżarstwo. Jest także pycha: za wozem podążają chciwi władzy możnowładcy oraz dostojnicy kościelni, wśród nich nawet papież i cesarz. Lubieżności ulegli obejmujący się kochankowie siedzący na wozie. Wszyscy są tak zaaferowani bitwą o siano, że nie zwracają uwagi na wybitnie niepokojące towarzystwo. Kochankom przygrywa na fujarce niebieski stwór z motylimi skrzydłami i pawim ogonem, wóz ciągną istoty ze zwierzęcymi pyskami. To wysłannicy piekielni, którzy kuszą ludzkość do grzechu i wiodą ku zgubie. Znakiem obecności sił nieczystych jest też czuwająca w dzień sowa.
„Wóz z sianem” to tryptyk. Obraz ukazujący ludzi ciągnących za wozem jest największy, ale po jego lewej i prawej stronie znajdują się malowidła objaśniające sens tego, które umieszczono pośrodku. Na prawym skrzydle widzimy strącanych z nieba aniołów, Adama i Ewę kuszonych przez węża, a potem wypędzanych z raju. Ludzie utracili niewinność – sugeruje nam artysta – i zaczęli ulegać złym skłonnościom. O ich dusze toczy się teraz walka, dlatego na środkowym obrazie kochankom ze szczytu wozu towarzyszy zarówno niebieski demon, jak i zanoszący modlitwę do Boga anioł. Kto woli słuchać podszeptów tego pierwszego, skończy źle: na lewym skrzydle obrazu widzimy miejsce, w którego kierunku udają się ciągnące wóz potwory. To królestwo ognia i okrutnych tortur, w którym ludzie pokutują za grzechy, innymi słowy: piekło.
Czy nie ma innej drogi? Gdy zamkniemy skrzydła tryptyku, ujrzymy jeszcze jeden obraz, namalowany na odwrocie całości. To pielgrzym z kosturem, zdążający w niewiadomym kierunku. Widok okolicy nie napawa optymizmem: tu szubienica, ówdzie ludzkie kości dziobane przez ptaki. Życie może kusić wieloma przyjemnościami, ale wszystkie one kończą się śmiercią. Być może pielgrzym wie już o tym i wybierze właściwą ścieżkę, wolną od występku – zamiast trasy, którą przemierzają pasażerowie wozu z sianem.
Marta Słomińska