Przełomowe odkrycia zwykle nie przychodzą łatwo, a po ich ogłoszeniu niejedna medyczna sława miewa się jeszcze gorzej niż w trakcie uciążliwych i niebezpiecznych badań. Najczęstszą tego przyczyną są ataki ze strony przedstawicieli środowiska medycznego, którzy często uznają odkrycie za szkodliwą nowinkę lub przez zawiść twierdzą, że tak je postrzegają. Rywalizacja genialnych uczonych nierzadko wpływała pozytywnie na rozwój nauki – podrażniona ambicja pobudzała bowiem kreatywność – ale zdarzało się też, że przynosiła tragiczne skutki.
Do jednego z takich „wyścigów” uczonych stanęli Robert Koch i Louis Pasteur. Dwaj geniusze szczerze się nienawidzili. Koch twierdził, że metody Pasteura nie spełniają naukowych kryteriów, dla współczesnych liczyły się jednak przede wszystkim skutki badań. Koch i Pasteur gonili więc za spektakularnymi efektami: pierwszy odkrywał bakterie wąglika i cholery, drugi wynajdywał unieszkodliwiające je szczepionki. Znokautować Pasteura miała szczepionka przeciwko gruźlicy, której wynalezienie Koch ogłosił w roku 1890. Tuberkulina (nazwę zaproponował Odo Bujwid) furory jednak nie zrobiła: pacjenci nadal chorowali, stan niektórych ulegał nawet pogorszeniu.
Reputacja Kocha została nadszarpnięta, co zachęciło kolegów badacza do kwestionowania jego kolejnych odkryć. Higienista Max Joseph von Pettenkofer posunął się szczególnie daleko: aby ośmieszyć Kocha, usiłującego przekonać świat, że przecinkowce wywołują cholerę, połknął świeżo wyizolowane hodowle bakteryjne. Nie zachorował. Na szczęście cholerę zwalczano mimo takich eksperymentów, a tajemniczych chorób było coraz mniej. W 1874 roku Polak Tadeusz Browicz odkrył pałeczkę duru brzusznego. Najtrudniejszym wyzwaniem okazał się dur plamisty: jego riketsje wykrył w 1915 roku Brazylijczyk Henrique da Rocha Lima.
Nie mniej ważne od odkryć bakteriologów były obserwacje anestezjologów. Tu też nietrudno było o konflikty: Charles Jackson i jego uczeń William Morton zaciekle walczyli o prawo do nazywania się odkrywcą metody usypiania pacjentów eterem, choć najprawdopodobniej był nim mniej wymowny chirurg Crawford William Long, przeprowadzający takie zabiegi już w 1945 roku. Pierwsza narkoza eterowa przeprowadzona przez Polaka miała miejsce w roku 1947: zastosował ją Ludwik Bierkowski. Po eterze przyszedł czas na chloroform dla rodzących, oprotestowany przez Kościół: z Biblii można było przecież wyczytać, że kobieta będzie rodzić w bólach.
Dziewiętnastowieczne kobiety były w sytuacji nie do pozazdroszczenia: jeśli nawet podawano im chloroform, często umierały na gorączkę połogową. Co gorsza, Ignaz Semmelweis, zmuszający położników do częstego mycia rąk, uchodził za wariata. Nawet gdy odsetek zgonów pacjentek Semmelweisa spadł o kilkanaście procent, koledzy po fachu zawzięcie go atakowali. Nieszczęśnik zakończył życie w szpitalu psychiatrycznym. Aseptyka i antyseptyka miały przed sobą jeszcze długą drogę. Bawełniane maski, zasłaniające usta i nos lekarzy, zaczął stosować dopiero Jan Mikulicz-Radecki, urodzony w roku 1850.
Jeszcze dłużej musiano zaczekać na odkrycie grup krwi. Dokonał go w 1901 roku Karl Landsteiner. W pracę nad grupami krwi szybko zaangażowało się wielu uczonych. Do najbardziej zasłużonych należał urodzony w Warszawie Ludwik Hirszfeld, który odkrył prawa dziedziczenia grup krwi. Hirszfeld, choć pojawił się na Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju, również budzi skojarzenia z konfliktem, tyle że serologicznym. To właśnie on odkrył jego przyczyny, co pozwoliło zapobiegać poronieniom. Tym, którzy chcieli iść w ślady Hirszfelda, profesor chętnie przypominał: „Nie ma postępu bez herezji”. Na szczęście „heretyków” od stuleci nie brakuje.
Marta Słomińska