„Nie jest to album moich marzeń” – wyznała Jolanta B. Kucharska na wstępie opowieści o swojej książce „Przedwojenna Warszawa: najpiękniejsze fotografie”. A przecież w albumie zgromadzono tyle wspaniałych zdjęć, ukazujących nie tylko urodę przedwojennej Warszawy, lecz także jej wyjątkowy charakter! Podziwiamy świat, którego już nie ma. „Paryż Północy” zachwycający blaskiem niezliczonych neonów, piaskarze pracujący nad brzegiem Wisły, Żydzi gromadnie świętujący tam Nowy Rok, ślizgawka w urokliwej Dolinie Szwajcarskiej, orkiestry podwórkowe, oferujący swoje usługi uliczni pucybuci – oto Warszawa przeszłości. Czy można było wybrać zdjęcia, które dałyby jej jeszcze pełniejszy, efektowniejszy obraz? Owszem. W albumie brakuje niektórych z ulubionych fotografii autorki, bo sumy wymieniane przez właścicieli praw autorskich do konkretnych zdjęć wiążą wydawcom ręce.
Szczególny sentyment Jolanta Kucharska ma do Henryka Poddębskiego, gardzącego sztuką retuszu fotografa samouka. Jego zdjęcia wyróżnia na tle innych bardzo przemyślana, oryginalna kompozycja. Miłośnicy fotografii obcujący od dłuższego czasu ze sztuką Poddębskiego właściwie bezbłędnie potrafią mu przypisywać zdjęcia wcześniej niewidziane. Niektóre z dzieł genialnego fotografa znajdziemy w „Przedwojennej Warszawie…”: wspaniale prezentuje się tak zwana Wielka Synagoga, możemy też obejrzeć ciekawy przykład drewnianej zabudowy przy ulicy Ząbkowskiej. Autorce brakuje jednak innych fotografii Poddębskiego: tych ukazujących sobór na Placu Saskim, kościół pijarów po przebudowie, warszawskie spichrze, ursynowski pałac. Tym bardziej że zdjęć przedwojennego Ursynowa zachowało się niewiele.
Których jeszcze fotografii zabrakło w albumie? Widoków Alej Ujazdowskich i nocnej Warszawy, uwiecznionych przez Czesława Olszewskiego. Inne niezwykłe zdjęcie tego artysty przedstawia zabudowę ulicy Podwale przed odsłonięciem murów miejskich. Trzeba też wspomnieć o fotografii Tadeusza Przypkowskiego, na której widać tonący w bujnej roślinności dom przy ulicy Mochnackiego. To pamiątka po pierwszym konkursie „Warszawa w kwiatach i zieleni”, którego pomysłodawcą był prezydent Stefan Starzyński.
Do najwyżej cenionych zdjęć przedwojennej Warszawy zaliczają się fotografie Jana Bułhaka. Tylko jedno z jego niezamieszczonych w „Przedwojennej Warszawie…” zdjęć miało kosztować Jolantę Kucharską kilkaset złotych. Różnym miastom i regionom Polski artysta ten poświęcił w sumie ponad 150 albumów. Ponieważ w przedwojennej Polsce prawa autorskie nie były jeszcze należycie szanowane, Bułhak wytaczał liczne procesy osobom bezprawnie czerpiącym dochody ze sprzedaży reprodukcji jego fotografii. Żądał zresztą symbolicznych odszkodowań: chodziło o zasadę. Niestety bywało i tak, że zasady łamał sam Bułhak. Dopiero niedawno odkryto, że jedno z przypisywanych mu zdjęć słynny fotograf „pożyczył” od krewnego, również zajmującego się fotografią. Jako wielbiciel retuszu dokonał zresztą istotnych przeróbek, dzięki którym zdjęcie zyskało na wartości.
Pracę fotografów dokumentujących życie Warszawy przerywały wojny: najpierw polsko-bolszewicka, później światowa. Wiele wspaniałych prac uległo zniszczeniu: w Warszawie Niemcy prócz obrazów i rzeźb chętnie rabowali także fotografie. Poddębski, choć pogrążony w rozpaczy po aresztowaniu syna zarzucił działalność artystyczną, tknięty złym przeczuciem przeniósł mnóstwo szklanych negatywów z pracowni do domu przy ulicy Zajęczej. Kilka tygodni później wybuchło powstanie warszawskie. Szabrownicy plądrujący opuszczone i zdewastowane mieszkania przetrząsnęli również dom przy Zajęczej, zignorowali jednak bezcenne negatywy. Przetrwały wojnę. Wciąż odnajdują się też kolejne zaginione zdjęcia ze słynnych zbiorów Mieczysława Karłowicza. Może niektóre z najpiękniejszych fotografii przedwojennej Warszawy przyjdzie nam zobaczyć dopiero za parę lat?
Marta Słomińska