Historię Tristana i Izoldy młodzież poznaje obecnie jako lekturę szkolną. Ma taką możliwość dzięki Josephowi Bédierowi, który w 1900 roku podjął się rekonstrukcji legendy o nieszczęśliwych kochankach: przełożył średniowieczne poematy na współczesną francuszczyznę, po czym dokonał ich kompilacji i ujednolicenia stylu. Dzięki temu „Dzieje Tristana i Izoldy” są kompletne, a ich historia spójna, logiczna, zrozumiała dla dzisiejszego czytelnika. Warto jednak mieć na uwadze, że rekonstruktor był tu w istocie twórcą zupełnie nowego wariantu legendy. Treść środkowych rozdziałów pożyczył od Béroula, przy pracy nad innymi oparł się na przekazie Thomasa, w wybranych fragmentach powtarzał słowa Gotfryda ze Strasburga. Jest to wielogłos rozmaitych autorów, a pierwotna wersja historii Tristana i Izoldy ginie w mroku dziejów.
Wiemy o niej tak mało, że trudno nawet dociekać, skąd pochodzi główny bohater legendy. Jego ojciec to „Riwalen, król ziemi lońskiej”, sprzymierzeniec panującego w Kornwalii króla Marka. Co to jednak za „ziemia lońska”? Hipotezy są dwie. Wskazuje się na dawną szkocką krainę Lothian lub ziemię w Bretanii: ta druga możliwość byłaby o tyle prawdopodobniejsza, że śpieszący zaatakowanemu Markowi z pomocą Riwalen „przebył morze”. Niestety zginął w obronie władcy Kornwalii, a jego żona zmarła wkrótce po wydaniu na świat syna pogrobowca. Dała mu na imię Tristan, co w wersji Bédiera nawiązywać miało do francuskiego brzmienia słowa „smutek”. Tu pojawia się kolejna wątpliwość: niektórzy badacze kojarzą to imię z legendarnym piktyjskim królem Drustem. „Tristan” byłby więc zniekształceniem, w którym przechował się jednak ślad celtyckich korzeni legendy.
Skądkolwiek Tristan faktycznie pochodził i jakkolwiek miał rzeczywiście na imię, jeden element jego literackiego życiorysu nie podlega dyskusji: to miłość do Izoldy Jasnowłosej, małżonki króla Marka. Miłość, której nie sposób się wyrzec, silniejsza niż poczucie obowiązku i zasady moralności. Przywożący Markowi Izoldę Tristan omyłkowo wypija z nią szykowany dla nowożeńców miłosny napój. Przerażona służąca Brangien woła, że para wypiła „w przeklętym pucharze miłość i śmierć!”. „Niech tedy przyjdzie śmierć” – odpowiada Tristan i bierze Izoldę w ramiona.
W istocie groźba śmierci wisi nad zakochanymi od samego początku. Nie potrafią dobrze ukrywać swoich uczuć, ściągają podejrzenia dworaków. Prosty podstęp odsłania prawdę przed królem, który postanawia ukarać niewierną żonę i jej ukochanego. Tristan w ostatniej chwili ratuje siebie i Izoldę, znajduje kryjówkę w lesie, a z czasem królowa uzyskuje przebaczenie Marka. Wraca na dwór, Tristan zaś opuszcza Kornwalię i poślubia inną Izoldę, „o Białych Dłoniach”. Rozłączenie nie przynosi jednak kochankom zapomnienia. Gdy Tristan zostaje raniony zatrutą lancą i czuje zbliżającą się śmierć, ma tylko jedno życzenie: chce jeszcze raz zobaczyć Izoldę Jasnowłosą. Prosi, by nad statkiem, którym ma do niego przypłynąć, powiewał biały żagiel. Czarny ma oznaczać, że Izolda nie zgodziła się przybyć.
Jasnowłosa królowa płynie na spotkanie ukochanego, jednak zraniona obojętnością męża Izolda o Białych Dłoniach mówi, że widzi nad statkiem czarny żagiel. Zrozpaczony mężczyzna kona, a zbyt późno przybyła Izolda Jasnowłosa tuli zwłoki Tristana i również umiera. Król Marek każe pochować zakochanych w trumnach ze szlachetnych kamieni. Gdy z grobów Tristana i Izoldy wyrastają splatające się gałązki głogu, zabrania je ucinać. Przynajmniej według Bédiera – bo są i takie wersje legendy, w których zabijająca Tristana zatruta lanca należy do króla Marka, a rozkaz ucinania gałązek głogu to jego inicjatywa. Nie wszyscy cieszą się, że francuski uczony zrezygnował z tego wariantu. Bo czy podobne zachowanie nie lepiej pasuje do króla, który po odkryciu zdrady Izoldy waha się między spaleniem jej żywcem a oddaniem na pohańbienie setce trędowatych?
Marta Słomińska