„Jest to pewnikiem, że tylko miłość czyni człowieka potrzebnym na świecie” – stwierdza tytułowy bohater „Cierpień młodego Wertera”. Jeśli autor książki się z nim zgadzał, to niewątpliwie uczynił wiele, aby być światu potrzebnym. W swym nieprzeciętnie długim życiu Johann Wolfgang von Goethe zdążył pokochać wiele kobiet, a ślady tych uczuć łatwo odnaleźć na kartach dzieł wielkiego poety. Nie inaczej jest z „Cierpieniami…”: pierwowzorem ukochanej Wertera była Charlotte Buff, którą Goethe poznał jako dwudziestotrzylatek.
Na przeszkodzie rozkwitającemu uczuciu początkującego literata do Charlotte stały jej zaręczyny z innym mężczyzną, Johannem Christianem Kestnerem. „Wiosną przybył tu niejaki Goethe z Frankfurtu” – pisał szczęśliwy narzeczony o swoim rywalu, którego zauroczenia Charlotte nie był zresztą świadom. „Jest bardzo utalentowany, istny geniusz i człowiek z charakterem”. Mimo że do tej charakterystyki Kestner zmuszony był dodać słowo „dziwaczny”, zaprzyjaźnił się z Goethem. W efekcie Johann Wolfgang cierpiał męki, rozdarty między miłością a przyjaźnią. Ostatecznie Buff poślubiła Kestnera i powiła dwanaścioro dzieci, a Goethe napisał inspirowaną zakazanym uczuciem książkę: wzdychający do narzeczonej przyjaciela Werter popełnia na końcu powieści makabryczne samobójstwo. Szczęśliwie Goethe nie poszedł w jego ślady i wkrótce znalazł nowy obiekt westchnień.
Kolejna ukochana też miała na imię Charlotte, była jednak od Buff o jedenaście lat starsza i znacznie bardziej wytworna. Obracała się w kręgach dworskich, kochała sztukę i filozofię, próbowała swoich sił na polu literatury. Początkowo nie była Goethem oczarowana („niemożliwy ze swym zachowaniem” – narzekała w listach), ale poeta wytrwale walczył o uczucie wybranki. Zasypywał Charlotte kwiatami, owocami (przesyłał ich całe kosze), listami (prawie 1800!) i propozycjami rozrywek (od jazdy na łyżwach po lekturę Spinozy). Do dziś nie wiemy na pewno, czy ukochana Goethego odwzajemniła w końcu jego uczucie, choć lektura listów poety nasuwa pewne podejrzenia. „Jesteśmy naprawdę sobie poślubieni” – czy pisałby to kochający bezwzajemnie? A jednak w rzeczywistości przed ołtarzem Goethe stanął z kim innym: dom stworzyła poecie Christiane Vulpius.
Ona z kolei była młodsza i uboższa od Goethego, zdecydowanie ustępowała mu też wykształceniem. Podbiła jednak serce twórcy „Fausta” zmysłową urodą, pogodą ducha i miłym usposobieniem. Niestety nie zaakceptowało jej otoczenie Goethego. Wyśmiewano każdy drobiazg: niegustowne stroje Christiane, zamiłowanie kobiety do tańca, a także niewylewanie za kołnierz i nieparlamentarny język (od jakiego przecież nie stronił sam Goethe). Poeta trwał jednak w wyszydzanym konkubinacie, a zgorszonym kolegom po fachu wypominał ich słabostki (na przykład Schillerowi karciarstwo i pociąg do tabaki). Ślub z Christiane wziął dopiero po osiemnastu latach wspólnego pożycia, gdy mieli już dorastającego syna Augusta. Dziesięć lat później Christiane zmarła, a żona Schillera z niesmakiem odnotowała, że doprowadziło to Goethego do łez.
Żegnana z płaczem żona nie była jednak ostatnią miłością wielkiego poety. Goethe zaczął się interesować kobietami bardzo wcześnie (już w wieku piętnastu lat był obiektem plotek, gdy flirtował z kelnerką zwaną Gretchen) i zabiegał o ich względy do późnej starości. Gdy miał siedemdziesiąt dwa lata i przebywał w uzdrowisku, olśniła go przybyła tam z matką siedemnastoletnia Ulrike von Levetzow. Nie było to przelotne zauroczenie: dwa lata później Goethe oficjalnie poprosił o rękę Ulrike, lecz jej rodzice wykazali więcej zdrowego rozsądku i odmówili. Dla starego poety był to cios. Jeszcze raz pozwolił, by uczuciowy zawód zesłał mu natchnienie literackie: stworzył „Elegię marienbadzką”, w której porównał Ulrike do pięknej i kuszącej, ale niosącej zgubę Pandory. Czy kiedy pisał „Cierpienia młodego Wertera”, zdawał sobie sprawę, że miłosne udręki nie są domeną dwudziestolatków?
Marta Słomińska