Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat, czyli białe małżeństwo w praktyce

„Nie znałem bardziej kochającej, dbającej o siebie pary niż Staś i Kalina. Jeśli Kalina poskarżyła się na kochanka, Staś też miał mu za złe” – wychwalał swego czasu Janusz Morgenstern małżeństwo Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata. Dowód miłości i troski raczej oryginalny, ale w ogóle mamy tu do czynienia z dość niezwykłą parą. Ona – młoda, śliczna, temperamentna i z zamiłowaniem do luksusu – wybrała sobie na męża kilkanaście lat starszego pisarza, który ani nie palił się do regularnego wypełniania obowiązków małżeńskich, ani nie umiał zaradzić swoim permanentnym kłopotom finansowym (z Ameryki zamiast dolarów przywoził pamiątki z Disneylandu). On akceptował romanse żony – córka Dygata skarżyła się, że ojciec przedkłada nad nią nie tylko Kalinę, lecz także jej kochanków – i nie ustawał w próbach zrobienia z niej polskiej Marilyn Monroe.

   Zanim jednak Dygat poślubił Jędrusik i zaczął lansować ją na pierwszą seksbombę PRL, musiał rozwieść się z pierwszą żoną, Władysławą Nawrocką. Początkowo zresztą to rozstanie niewiele zmieniło w jego życiu, bo i tak młoda para nie mogła sobie pozwolić na własne lokum. Kalina i Stanisław gnieździli się w dwupokojowym mieszkaniu z pierwszą żoną Dygata, jego teściową i córką, która nienawidziła Jędrusik z wzajemnością. „Była zabawna i całkowicie niemoralna. Nielojalna i niebezpieczna” – podsumowała po latach Kalinę.

   W końcu małżonkowie przenieśli się do Warszawy, gdzie gwiazda Kaliny rozbłysła. O ile Dygat swoje najlepsze powieści zdążył już napisać, o tyle kariera Jędrusik dopiero się rozkręcała: grała w filmach, występowała w teatrze i Kabarecie Starszych Panów. Wykonywany tam przez nią przebój „Bo we mnie jest seks” streszczał większość dorobku aktorskiego Kaliny: mimo dużego talentu zarówno komediowego, jak i dramatycznego obsadzana była wciąż w tych samych rolach ponętnych uwodzicielek. Grała prostytutki, namiętne kochanki hrabiów i wojskowych, kokieteryjne aktoreczki, niewierne żony, właścicielki domów publicznych. Dziś pamięta się ją głównie jako nienasyconą Lucy z „Ziemi obiecanej” i prowokującą panią Wąsowską z „Lalki” – były to role drugoplanowe, ale zagrane koncertowo.

   Jako główna bohaterka Jędrusik pojawiła się na ekranie tylko raz, w „Lekarstwie na miłość”. Partnerujący jej w tym filmie Andrzej Łapicki stwierdził: „Byłaby świetną aktorką komediową. Niepotrzebnie udawała wampa”. Nie był jedynym, którego nie przekonywał przerysowany wizerunek Kaliny. Kazimierz Kutz, którego z Kaliną prócz miłości do filmu łączyło upodobanie do soczystych przekleństw, nie mógł się nadziwić, jakim cudem „strasznie staroświecka” dziewczyna, która „cnotę chowała dla męża”, przeszła przemianę w nieokiełznaną gorszycielkę. Jej znajome narzekały, że aktorka nie mówi, tylko szepce, a Agnieszka Osiecka tłumaczyła, jak to Jędrusik usilnie kreuje się na symbol seksu, bo „nie jest w sposób naturalny kobietą”. Chodziło o macierzyństwo: jedyna córka Dygatów zmarła wkrótce po urodzeniu, a lekarze orzekli, że Kalina nie zajdzie już nigdy w ciążę.

   Jej małżeństwo na tym jednak nie ucierpiało: Dygatowie nie mieli wspólnych dzieci, ale mieli wspólne pasje. Oboje uwielbiali życie towarzyskie, kochali zwierzęta, razem płakali, kiedy w telewizji pokazywano wzruszający melodramat. W pewnym momencie splotły się nawet ścieżki ich karier: Kalina grała Helenę w „Jowicie”, nakręconej na podstawie powieści Dygata. Aktorka nie mogła sobie darować, że nie było jej przy mężu akurat w momencie, gdy po bezlitosnej krytyce innego filmu opartego na jego twórczości Stanisław dostał zawału i zmarł. Przeżyła ukochanego o kilkanaście lat. Przestała zmieniać kochanków, pogrążyła się w dewocji, a przyjaciół zapraszała najchętniej po to, żeby wspominać z nimi Dygata, pogrążona w ukochanym fotelu męża albo pochylona nad talerzem z jego ulubioną potrawą. Wciąż pozostało w niej wiele z dawnej Kaliny, ale grać “polskiej Marilyn” nie było już dla kogo.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz