Julian Ursyn Niemcewicz urodził się za panowania Augusta III Sasa, a zmarł dziesięć lat po upadku powstania listopadowego. Był przy tym nie tylko świadkiem, lecz także bardzo aktywnym uczestnikiem historii: brał udział w pracach nad Konstytucją 3 Maja, pełnił rolę adiutanta Kościuszki w czasie insurekcji, odsiadywał wyrok w twierdzy Pietropawłowskiej, podczas powstania listopadowego jako senator podpisywał akt detronizacji cara, został dobrym znajomym kilku prezydentów USA. Choć jego spuściznę literacką zalicza się do dziedzictwa epoki Oświecenia, żywot Juliana Ursyna można nazwać romantycznym: pełen był wzlotów i upadków, dramatycznych wydarzeń, ryzykownych decyzji. Nic dziwnego, że sędziwy twórca fascynował swoich następców na polu literatury: młodych romantyków.
Jeden z prekursorów tego nurtu w literaturze polskiej, Antoni Malczewski, dedykował Niemcewiczowi swoją powieść poetycką „Maria”. „Nie dziw, że mnie to bardzo podchlebia, iż mi pozwalacie ozdobić karty moje Waszym imieniem; kiedy dusza każdego rodaka lubi się karmić słodyczą Waszego pióra” – czytamy na pierwszej stronie powieści. Czy Malczewski liczył, że ujęty takim hołdem adresat dedykacji pomoże wypromować powieść? Jeśli tak, to się rozczarował: autor „Powrotu posła” nie sfinansował druku „Marii”, nie zrecenzował powieści ani w żaden sposób nie zabiegał o zwiększenie jej sprzedaży. Zdaniem Waldemara Skrzypczyka nie musi świadczyć to o Niemcewiczu źle, był on bowiem „tytanem pracy i jako taki nie stanowił najwłaściwszego pretendenta na mecenasa młodszych od niego o kilkadziesiąt lat poetów, a zwłaszcza debiutantów”. Innymi słowy, miał pilniejsze zajęcia.
Nie należy jednak sądzić, że Niemcewicz w ogóle wzbraniał się przed wychwalaniem młodszych kolegów po piórze. Umiał ocenić zdolności zarówno Mickiewicza („Adam sławny z pięknych ballad swoich” – notował w roku 1824), jak i Słowackiego (w swoim dzienniku napisał, że to „niepospolity talent”). Ze swojej strony romantycy oceniali Niemcewicza jako twórcę bardzo zasłużonego dla polskiej kultury, ale mającego dość trudny charakter i ostry język. Krasiński stwierdził, że jest to „człowiek niezwykle sarkastyczny, a zarazem niezwykle tkliwy”. Słowacki o swojej wizycie u starego poety pisał do matki: „niepewny byłem, jakie mnie tam spotka przyjęcie, bo Niemcewicz, przez kobiety popsuty, bardzo się zrobił kapryśnym”. Obawiał się niepotrzebnie: usłyszał, że ma „wielki talent i duch obywatelski utrzyma” w narodzie, gdy Julian Ursyn już umrze.
To „utrzymywanie ducha” Niemcewicz uważał za swój obowiązek i traktował go bardzo poważnie. Tam, gdzie nie mógł energicznie działać dla dobra narodu, starał się pełnić przynajmniej rolę kronikarza i archiwisty. Echa tej roli odnajdujemy w „Dziadach” Mickiewicza, gdzie na pytanie młodej kobiety: „Czemu to o tém pisać nie chcecie, Panowie?” pada odpowiedź: „Niech to stary Niemcewicz w Pamiętniki wsadzi: / On tam, słyszałem, różne szpargały gromadzi”. Ale już w „Kordianie” Niemcewicza widzimy jako postać negatywną! Nosi tam imię Prezesa i jest człowiekiem lękliwym, żyjącym wspomnieniami, któremu lepiej „przy Waszyngtonie było umrzeć”, niezdolnym do podniesienia ręki na cara. „Niech spisek z czarną twarzą na świat nie wychodzi” – powiada. Najwyraźniej zdaniem Słowackiego duch obywatelski z czasem w Niemcewiczu osłabł.
„Poeta – rycerz – starzec – nic” – tak ostro podsumowany zostaje w „Kordianie” Prezes. Ale czy rzeczywiście romantyczni spiskowcy mieli prawo patrzeć na niego z góry? Kordian zemdlał przecież u progu sypialni cara, nie posłał go na tamten świat. A Niemcewicz wcale nie był przeciwnikiem zbrojnej walki o niepodległość. W „Śpiewach historycznych” podkreślał, że kraj potrzebuje „dzielnych do boju obrońców, do rady mężów cnotliwych”. Tworzył w ten sposób pomost między epokami oświecenia i romantyzmu – w przyszłości wielu jeszcze spiskowców i powstańców miało się wychować na jego utworach.
Marta Słomińska