Za co lubimy Witkacego

„Nie wierzę w nic, ale robię wszystko tak, jak gdybym wierzył” – pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz do żony. W jego dziełach – dramaturgicznych, malarskich, fotograficznych, epistolarnych i innych – czuje się istotnie energię przypominającą zapał neofity, twórczą gorączkę, gonitwę myśli. Jest w nich też niegasnąca ciekawość, pociąg do odkrywania wszelkiego rodzaju tajemnic: zarówno filozoficznych zagadek wszechświata, jak i sekretów sztuki, zdobyczy nauki czy powikłanych ścieżek ludzkiej duszy.

   Różnorodne zainteresowania Witkiewicza tworzyły spójną całość dzięki jego przekonaniom filozoficznym. Witkacowska teoria czystej formy może być z równym powodzeniem wykorzystywana w malarstwie i literaturze. Artysta twierdził, że wymyślił ją już jako szesnastolatek („wykoncypowałem zasadnicze podstawy teorii tej w dyskusjach z moim Ojcem”): nie musimy wierzyć mu na słowo, niewątpliwie jednak kolorystyka „Autoportretu” z roku 1913 pozostaje w zgodzie z regułami plastycznymi czystej formy. Barwy portretu silnie ze sobą kontrastują, przez co tworzą „przepiękną przewrotną harmonię” (tak Witkacy pisał o urzekającym go obrazie Picassa). Malarz siedzi na tle czerwono-zielonej kotary, czerń jego marynarki odcina się wyraźnie od bieli koszuli, na stoliku pod wazonem kolory owoców odbijają słabszym echem jaskrawy kontrast barw zasłony.

   Teoria koloru powiązana jest z fizyką, ale Witkacy żywo interesował się także innymi naukami ścisłymi i przyrodniczymi. Jego ojciec utrzymywał, że jako sześciolatek syn najchętniej rozmawiał o astronomii. W latach 1917–1918 Witkacy złożył tej nauce piękny hołd: spod jego ręki wyszedł cykl kompozycji malowanych pastelami, noszących tytuły takie jak „Antares w Skorpionie”, „Aldebaran i Hyady” czy „Kometa Encke”. W czasach Witkacego przypuszczano, że ta ostatnia prędzej czy później zderzy się ze Słońcem i doprowadzi do zagłady Ziemi. Artysta ukazał kometę jako złośliwie uśmiechniętego potwora o czarnym obliczu, pędzącego ku małemu, bezbronnemu Słońcu. Warto dodać, że Witkacy walczył w I wojnie światowej, a frontowe doświadczenia wzbogaciły jego pesymistyczne poglądy o dodatkową dawkę posępnej, dekadenckiej historiozofii.

   Trudno analizować pojedyncze dzieła Witkacego w oderwaniu od reszty jego twórczości, tła historycznego i dziedzictwa kulturowego. Malarz swobodnie zestawiał ze sobą i mieszał motywy z różnych epok, nawiązywał do dzieł oraz teorii innych artystów, uwieczniał na płótnach postaci z dramatów, które dopiero zamierzał napisać. Na pochodzącym z lat 1921–1922 obrazie „Tworzenie świata” Stwórca, kładący dłoń na głowie karykaturalnie przedstawionej Ewy, przypomina Boga Ojca z witraża wykonanego według projektu Stanisława Wyspiańskiego dla kościoła franciszkanów w Krakowie. Ale Eden Witkacego od początku skażony jest złem: wielki paw symbolizuje pychę, postać z butelką w ręku – nieumiarkowanie, a z głowy kobiety wyrastają czerwone rogi. Na nieco późniejszej „Fantazji –  Bajce” rozpoznajemy postać Edgara z „Kurki wodnej” i porosłe zielono-fioletowym pierzem ptasiogłowe potwory z „Janulki, córki Fizdejki”. Wynika to z faktu, że oba dramaty miały początkowo stanowić całość. Ostatecznie Witkacy napisał dwie oddzielne sztuki, ale obraz stanowi ciekawy dokument pewnego etapu procesu twórczego.

   Zarówno „Tworzenie świata”, jak i „Fantazja – Bajka” to obrazy olejne. Tę technikę malarską Witkacy zarzucił z czasem jako zbyt kosztowną. Ostatnim olejnym autoportretem artysty był, nomen omen, „Ostatni papieros skazańca” z 1925 roku. Witkacy nawiązuje w nim do autoportretu sprzed dwunastu lat: znów jest ubrany na czarno-biało, ale czerwono-zielona kotara wisi pomięta na dalszym planie. Koniec pewnego etapu jest jednak zarazem początkiem innego: przez szczelinę w oknie wpada strumień światła i daje się dojrzeć fragment krajobrazu. Artysta jest gotów stawić czoła nowym wyzwaniom.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz