Jak żyły kobiety w dawnych Chinach? Naturalnie zupełnie inaczej w Europie, ale i całkiem odmiennie za panowania różnych dynastii. Podczas gdy na naszym kontynencie kobieta urodzona w wieku XIX cieszyła się z reguły znacznie większą wolnością osobistą i lepszą sytuacją prawną niż w wieku XIII, w Państwie Środka rzecz miała się odwrotnie: Chince żyjącej za czasów dynastii Ming lub Qing wolno było o wiele mniej niż tej, która przyszła na świat kilkaset lat wcześniej, pod panowaniem dynastii Tang. Miało to związek między innymi ze wzrostem popularności neokonfucjanizmu, z którym wiązało się wyjątkowo restrykcyjne podejście do obyczajów społecznych.
Wcześniej chińskiej kobiecie, choć nie mogła liczyć na równouprawnienie, przysługiwały prawa zwiększające zakres jej swobody: mogła się rozwodzić, dziedziczyć majątek, do pewnego stopnia decydować o swoim losie. Ubiór nie krępował zanadto jej ruchów (dzieła sztuki z tej epoki ukazują nam damy dworu mające odsłonięte ramiona i plecy oraz niewielkie dekolty). Praktyka bandażowania stóp, choć już znana, nie była jeszcze szeroko rozpowszechniona, a i tym kobietom, które jej doświadczyły, nie deformowano ciała w sposób tak brutalny i trwale okaleczający jak w nadchodzących epokach. U schyłku dynastii Qing stopy krępowano już tak mocno, że jedna kobieta na dziesięć umierała wskutek tego zabiegu (otwarte złamania pociągały za sobą zakażenia), a te, które przeżyły, na dłuższy spacer musiały się udawać w lektyce. Chodzenie wiązało się ze zbyt dużym trudem i bólem.
Było to po myśli chińskich moralistów, których zdaniem porządna kobieta spędzała czas niemal wyłącznie w domu. Nastoletnia dziewczyna żyła zamknięta w majątku rodzinnym, edukowano ją tylko w zakresie prac kobiecych, a twarz swojego męża widziała po raz pierwszy dopiero podczas nocy poślubnej. Nie trzeba było wielkich przewinień, by zobaczyła go po raz ostatni, wygnana z domu i skazana na społeczne potępienie oraz życie w nędzy: mąż mógł pozbyć się żony między innymi z powodu jej bezpłodności, gadatliwości czy poważnej choroby. W fatalnej sytuacji była też kobieta nielubiana przez teściów. Przejmowali oni role pełnione wcześniej przez jej rodziców, a w myśl zasad neokonfucjanizmu zasługi rodzica wobec dziecka były zaś tak wielkie, że równały się zaciągnięciu niemożliwego do spłacenia długu: wzorce do naśladowania stanowili bohaterowie opowieści, w których pojawiał się syn karmiący chorą matkę własnym mięsem albo pasierb wiernie służący macosze usiłującej go zamordować.
W dawnych Chinach zdarzało się, że już małe dziewczynki zamiast rodzicom usługiwały teściom. Wynikało to z praktyki zawierania tzw. „małżeństw nienarodzonych”: dwie rodziny umawiały się, że jeśli w jednej urodzi się córka, a w drugiej syn, dzieci wezmą w przyszłości ślub. Takie małżeństwo, choć jeszcze nieskonsumowane i teoretycznie mające nastąpić dopiero w przyszłości, w gruncie rzeczy uważano już za zawarte. Jeśli nawet chłopiec szykowany na męża czyjejś córki zmarł tuż po urodzeniu, dziewczynka wychowywała się w domu teściów: formalnie jako synowa, w praktyce jako służąca do wszystkiego. Nieraz była obiektem ich nienawiści, jako ta, którą trzeba utrzymywać, choć nie przedłuży rodu (ponowne małżeństwo wzbudziłoby oburzenie ze względu na ideał „wdowiej wstrzemięźliwości”).
Co mogła zrobić kobieta, której życie jeszcze się nie zaczęło, a już wiadomo było, że całą jego treść stanowić będzie niewolnicza praca na rzecz teściów? Wiele Chinek wychodziło z założenia, że najlepiej się zabić. To jedno było im wolno – mało tego, kobieta popełniająca samobójstwo z rozpaczy po zmarłym mężu zasługiwała na szacunek i nagrodę w zaświatach. Najczęściej wdowa wieszała się na belce stropowej lub rzucała do studni. Mało który miłośnik azjatyckich filmów grozy zdaje sobie dziś sprawę, że złowrogą aurę, jaką w kulturze Dalekiego Wschodu otoczone są studnie, nadały im horrory z życia wzięte.
Marta Słomińska