Nie bez powodu przysłowia tak często są rymowane. Łatwiej je wtedy zapamiętać, co miało niegdyś duże znaczenie: z racji długo utrzymującego się wśród celującej w wymyślaniu porzekadeł ludności wiejskiej wysokiego wskaźnika analfabetyzmu nie można było przysłów od razu przelać na papier. Inną techniką pomagającą w zapamiętywaniu wyrażeń jest kojarzenie ich z obrazami. Tu z pomocą swoim współczesnym i potomnym przyszedł Pieter Bruegel starszy, który w 1558 roku namalował obraz „Dwanaście przysłów”. Była to widocznie mało imponująca liczba, bo obraz padł ofiarą niezbyt eleganckiego traktowania – kiedy odnaleziono go w XX wieku, wyszło na jaw, że „Dwunastu przysłów” używano do przykrywania beczki z kiszoną kapustą. Bruegla jednak stać było na więcej: już w 1559 roku powstały „Przysłowia niderlandzkie”, obraz przedstawiający ponad sto ludowych porzekadeł i związków frazeologicznych.
Ile ich jest dokładnie, do dziś nie wiadomo. Większość badaczy podaje liczbę od 100 do 150, ale są i tacy, którzy utrzymują, że Bruegel namalował na jednym obrazie aż kilkaset przysłów. Przyczyną nieporozumień jest możliwość przedstawienia kilku przysłów za pomocą jednego detalu, jak na przykład wiszący śledź. Szesnastowieczni mieszkańcy Niderlandów używali wyrażenia „powiesić śledzia za skrzela”, oznaczającego, że każdy musi ponosić konsekwencje swoich czynów. Mówili też: „ma w sobie coś więcej niż pusty śledź”, gdy przestrzegali, by nie sądzić po pozorach. Zapewne śledź namalowany przez Bruegla przypomina o obu przysłowiach, a być może obrazuje i inne. Podobnie jest z postacią mężczyzny gryzącego nóż. Oczywiście jest „uzbrojony po zęby”, ale kojarzy się też z wyrażeniem „gryzie żelazo” (w Niderlandach mówiono tak o plotkarzach).
Niektóre z powiedzeń malowanych przez Bruegla do dziś znane są również w naszej ojczyźnie. Odnajdziemy na jego obrazie mężczyznę walącego głową o mur, człowieka patrzącego przez palce i ślepego wiodącego innych niepełnosprawnych. Inni bohaterowie obrazu macają kury, wkładają kij w szprychy i przeciągają linę. Znalazło się też miejsce dla wyrażenia zaczerpniętego z Biblii: „nie rzucaj pereł przed wieprze”. Postać mężczyzny otoczonego przez wieprze sypie jednak róże, nie perły. Prawdopodobnie powiedzenie zostało zmodyfikowane, aby wieśniacy mogli lepiej przyswoić sobie płynącą z niego naukę. Ludzie żyjący z hodowli owiec mieli prawo nie wiedzieć, jak wyglądają perły, ale znane im było piękno róż, równie przez świnie niedocenianych. Inne powiedzenie z obrazu – „pocałować klamkę” – zachowało dawną formę, lecz zmieniło znaczenie: kiedyś wyrażało pogardę dla lizusostwa.
Jest też dzban, mogący służyć do noszenia wody, dopóki nie urwie mu się ucho. Ponure przysłowie wyraża przekonanie, że szczęście dopisuje tylko do czasu. Echo tego założenia odnajdziemy w wielu porzekadłach, niejedno z nich Bruegel przedstawił na płótnie. „Kto je ogień, wypróżnia się iskrami” to przysłowie przestrzegające przed podejmowaniem ryzyka. „Chciał zabić dwie muchy jednym uderzeniem” człowiek, który nie trafił żadnej: oto krytyka nadmiernych ambicji. „Nie można płynąć pod prąd”, sprzeciwiać się otoczeniu – przypomina postać człowieka walczącego z nurtem. Ze skarbnicy ludowej mądrości przez wieki czerpano takie właśnie nauki: nie wychylaj się, pamiętaj, gdzie jest twoje miejsce, śmiałe plany prowadzą do upadku. Ludzi, którzy przez całe życie słyszeli setki uwag o wypróżnianiu się iskrami czy nieudanych polowaniach na muchy, niewątpliwie łatwiej było utrzymać w ryzach niż późniejsze ofiary propagandy sukcesu.
Szesnastowieczne przysłowia bezpieczeństwo stawiały wyżej niż kreatywność i nowatorstwo. Ciekawym tego przykładem jest postać umieszczona przez Bruegla w centrum kompozycji: mężczyzna zapalający ogarek dla diabła. Dziś powiedzenie ,,Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek” to krytyka podwójnej moralności człowieka, który dba o pozory. Kiedy jednak je tworzono, żywy był jeszcze kult bóstw pogańskich, nazywanych przez Kościół chrześcijański diabłami. Nawracający się na wiarę chrześcijańską czcili Chrystusa, ale często składali także ofiary dawnym bogom, postrzeganym jako byty realne i zdolne szkodzić ludziom. Nie chodziło tu o zachowanie pozorów: należało żyć w zgodzie ze wszystkimi bóstwami. Kto czynił inaczej, ten płynął pod prąd i – jak mieszkaniec szesnastowiecznych Niderlandów rzekłby o prowokatorze – ,,wywieszał nóż”.
Marta Słomińska