Co nam zostało z Kochanowskiego

Tytuł odczytu o Janie Kochanowskim można rozumieć dwojako. Po pierwsze – jako odwołanie do współczesnej recepcji utworów najwybitniejszego poety słowiańskiego, a zarazem właściwego twórcy literackiej odmiany polszczyzny. Po drugie – jako nawiązanie do pamiątek pozostawionych potomnym przez literata z Czarnolasu. Dzieła Kochanowskiego wytrzymały próbę czasu, ale jego materialna spuścizna ma się nienajlepiej. Dworek poety spłonął w roku 1720. Poświęcone Kochanowskiemu muzeum w Czarnolesie może się pochwalić kilkoma pamiątkami, takimi jak fotel ozdobiony herbem i opatrzone inicjałami drzwi, nie jest jednak pewne, czy istotnie pochodzą one ze spalonego dworku. Jest jeszcze czaszka, którą księżna Izabela Czartoryska umieściła w stworzonym przez siebie pierwszym polskim muzeum – Świątyni Sybilli. Miała należeć do Jana Kochanowskiego – tak twierdził Tadeusz Czacki, który ponoć wygrzebał ją z trumny poety. Czy istotnie należała?

W XX wieku czaszkę wielokrotnie poddawano badaniom, które miały tę tezę potwierdzić lub obalić. Najpierw stwierdzono, że czaszka należy do kobiety, być może żony Kochanowskiego Doroty. Komputerowa rekonstrukcja pozwoliła bowiem stwierdzić, że zmarła, po której czaszka pozostała, była bardzo urodziwa, co zgadza się z opisami pani Kochanowskiej. Nie widać natomiast podobieństwa do wizerunku Kochanowskiego umieszczonego na jego marmurowym nagrobku. Z tymi argumentami można jednak dyskutować. Wiadomo na przykład, że bratanek mistrza z Czarnolasu opisywał go jako mężczyznę wysokiego, o mocnej budowie ciała, podczas gdy analiza listów i poetyckich utworów Kochanowskiego wskazuje na coś zupełnie przeciwnego. Poeta pisał o sobie na przykład: „przypasany do miecza rycerz”. Tak Cyceron określił mężczyznę bardzo drobnego.

Czaszka poety mogła zatem być nieprzeciętnie mała i wyglądać na żeńską. Przyroda zna takie fenomeny, jak również przypadki odwrotne: na przykład czaszka świętej Jadwigi przypominała męską. Zresztą od wyglądu czaszki niewątpliwie ważniejsza jest jej zawartość, a w tej kwestii trudno Kochanowskiemu coś zarzucić. Jego dzieło to wielki przełom w literackiej historii Polski. Gdy pisał: „wdarłem się na skałę pięknej Kaliopy, gdzie dotychmiast nie było znaku polskiej stopy”, miał absolutną rację. To on wtłoczył polszczyznę w klasyczne miary wierszowe, jako pierwszy Polak uprawiał poezję ściśle sylabiczną. On wykonał gigantyczną pracę, której owoce zbierali wszyscy polscy poeci tworzący w późniejszych wiekach.

Szczególnie godne podziwu jest to, jak swobodnie Kochanowski łączył artyzm z prostotą. To właśnie dzięki tej umiejętności wierni śpiewający dziś w kościołach: „Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary”, doskonale rozumieją tekst szesnastowiecznej pieśni. O kunszcie Kochanowskiego świadczy też fakt, że ta i inne stworzone przez niego parafrazy biblijnych psalmów, zawarte w zbiorze „Psałterz Dawidów”, znalazły uznanie wśród polskich chrześcijan różnych wyznań: katolików, protestantów, prawosławnych. Nie znaczy to jednak, że Kochanowski nieustannie starał się wszystkim przypodobać. Nie schlebiał nawet królowi. W epoce, gdy praktycznie każdy poeta dworski pisał panegiryki, Kochanowski dedykujący „Satyra albo dzikiego męża” Zygmuntowi Augustowi ograniczył się do słów: „Panie mój (to nawiętszy tytuł u swobodnych)”.

Ten zwrot pokazuje, że przysługujące polskiej szlachcie swobody Kochanowski cenił wysoko. Nie tak wysoko jednak, by zrezygnować z piętnowania w „Satyrze…” chciwości i pieniactwa wysoko urodzonych rodaków. Nie tak wysoko, by zastanowić się dłużej, nim zaczął przekonywać Polaków do osadzenia na tronie syna Iwana Groźnego. Na usprawiedliwienie poety trzeba dodać, że do Stefana Batorego, którego kandydatura znalazła większe poparcie, przekonał się szybko. Kilka lat później znów został gorszycielem: napisał treny na śmierć kilkuletniej córki. Był to gatunek literacki zarezerwowany dla innych postaci: krytykowano Ronsarda, który uczcił trenami pamięć swojej kochanki. Treny, których bohaterem było małe dziecko, zdumiewały jeszcze bardziej. Historia przyznała jednak rację Kochanowskiemu. Ostatecznie kto miał większe prawo do łamania reguł klasycznej poetyki niż człowiek, który je w polszczyźnie ustanowił?

Marta Słomińska

Dodaj komentarz