Andrzej Wajda żenił się czterokrotnie, ale żadne z trzech pierwszych małżeństw – z malarkami Gabrielą Obrembą i Zofią Żuchowską oraz aktorką Beatą Tyszkiewicz – nie przetrwało nawet dziesięciu lat. Dopiero ze scenografką Krystyną Zachwatowicz udało się słynnemu reżyserowi stworzyć udane stadło: przeżyli wspólnie ponad cztery dekady nie tylko jako para małżeńska, lecz także jako partnerzy w pracy. Zachwatowicz grywała w filmach męża, ale przede wszystkim przygotowywała scenografię i kostiumy do jego spektakli.
Tak zresztą zaczęła się historia miłości pary: Wajda przygotowywał adaptację „Biesów” Dostojewskiego w krakowskim Starym Teatrze i szukał kogoś, kto podkreśliłby walory spektaklu odpowiednim przygotowaniem scenografii oraz kostiumów. Chciał, by aktorzy brodzili w błocie, co wydawało się niemożliwe ze względów technicznych. Poradzono reżyserowi, by zwrócił się do słabo mu wcześniej znanej Zachwatowicz, i był to strzał w dziesiątkę. Scenografka zrobiła sztuczne błoto z polichlorku winylu, którym pokryła też brzegi kostiumów aktorów, aby wyglądały na powalane wskutek zetknięcia z brudną podłogą. Wajda był zachwycony na równi pomysłami Krystyny i nią samą. Parę łączyła miłość do teatru, ale także umiejętność prowadzenia otwartej dyskusji. Dzięki temu Wajda i Zachwatowicz łatwiej mogli się nawzajem inspirować.
Bywało, że reżyser pod wpływem opinii żony rezygnował z pewnych pomysłów lub przeciwnie, przekonywał się do nich. Zachwatowicz odradziła mu koncepcję odgrywania „Dybuka” w wagonie pociągu pędzącego do obozu śmierci. Pochwaliła za to niespieszne tempo „Panien z Wilka”, które Wajdzie początkowo nie odpowiadało. Narzekał, że akcja tak bardzo spowolniona w porównaniu do jego poprzednich filmów jest niemożliwa do zniesienia. „Konfitur nie da się zrobić szybko” – stwierdziła na to Krystyna i reżyser przyznał jej rację. Praktycznie każdą decyzję para podejmowała wspólnie, Zachwatowicz czytała dokładnie każdy scenariusz, nad którym pracował jej mąż, nawet jeśli sama nie miała brać udziału w realizacji danego projektu. Oboje byli perfekcjonistami, szukającymi dziury w całym, nigdy nieskorymi przyznać, że są całkowicie zadowoleni z tego, co zrobili.
Kiedy Wajda kręcił „Człowieka z marmuru”, ten właśnie perfekcjonizm nie pozwalał mu zaakceptować żadnej z aktorek, które mogłyby zagrać rolę Hanki – najpierw młodej, a potem znacznie starszej. Ostatecznie rolę dostała Zachwatowicz, która nie wyglądała na swój wiek i odpowiednio ucharakteryzowana mogła zagrać postać znacznie od siebie młodszą. Teraz do głosu doszedł perfekcjonizm Krystyny: stwierdziła, że postać Hanki jest niewiarygodna psychologicznie i zaproponowała, by zrobić z niej alkoholiczkę. Wajda przystał na to. Na planie filmu nalegał jednak, by scenę z pijaną Hanką kręcić szybciej, bo on ma „ważniejsze sprawy na głowie”. Oburzona Zachwatowicz uderzyła w płacz, przez co paradoksalnie scena wypadła jeszcze lepiej i bardziej przekonująco. Krzysztof Zanussi pomstował nawet na Wajdę, przekonany, że ten naprawdę upił swoją żonę dla potrzeb filmu.
Podobne spięcia między małżonkami należały jednak do rzadkości, zbyt dobrze się rozumieli i zbyt wiele mieli wspólnych pasji. Oboje studiowali na Akademii Sztuk Pięknych i interesowali się sztuką Japonii, którą często odwiedzali oraz uwieczniali: Wajda robił rysunki, Zachwatowicz zdjęcia, jedne i drugie prezentowane później na wystawie „Nasza Japonia”. Doprowadzili do powstania Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie. „Z twoim ukochanym Andrzejem byliście wspaniałymi przyjaciółmi Japonii” – pisała w liście do Krystyny księżna Takamado. Słowo „ukochanym” świadczy o tym, jak łatwo dostrzegalne było dla postronnych łączące parę uczucie. Znajomi wspominali, że ciągle widywali Andrzeja i Krystynę trzymających się za ręce. Niewielu zaskoczyło, że najważniejszą część swojej spuścizny – prawa autorskie – Wajda w testamencie przekazał wyłącznie ostatniej żonie.
Marta Słomińska