Historycy do dziś spekulują, co się stało z mieszkańcami Zaginionej Kolonii, czyli pierwszej angielskiej osady, która powstała w Ameryce Północnej. Zginęli z rąk Indian? Zasiedlili inne tereny? Opuścili Amerykę na statku, który zatonął? A może dołączyli do tubylców i zaczęli żyć jak oni? Nie wiedział tego nawet gubernator kolonii John White. Pożeglował do Anglii po zapasy, a gdy wrócił, nie zastał w forcie żywej duszy. Zostały mu tylko namalowane w Ameryce akwarele. Może żałował wówczas, że zamiast scen z życia kolonistów uwieczniał miejscowych Indian, lokalne ceremonie i sprzęty, etnografowie są mu jednak wdzięczni. Tak wczesne i szczegółowe wizerunki mieszkańców szesnastowiecznej Karoliny Północnej to rzecz cenna, nawet jeśli mała Indianka z akwareli zamiast zabawek odziedziczonych po przodkach trzyma lalkę w gorsecie i długiej sukni.
Zabawka jest ubrana jak Europejka, ale dziewczynkę i jej matkę White namalował w strojach indiańskich. Kobieta ma futrzaną spódnicę, długi naszyjnik na odkrytych piersiach, wiele tatuaży. W ręku niesie tykwę. Na innych rysunkach White’a widzimy Indian prezentujących rytualny taniec, używających oryginalnych instrumentów muzycznych, dzierżących łuki, zasiadających do skromnego posiłku. Nie są jeszcze idealizowani ani demonizowani, to domena późniejszych wieków.
John Webber, artysta, który dwieście lat po ekspedycji White’a dołączył do trzeciej wyprawy kapitana Cooka, malował już mieszkańców Hawajów i Nowej Zelandii w inny sposób. Mężczyzn uprawiających sport przedstawiał w pozach gladiatorów, egzotyczne piękności Webbera naśladowały gesty kobiet malowanych przez angielskich portrecistów. Prawdziwe piękno musiało pozostawać w zgodzie z europejskim kanonem. Stąd malowani przez Alexandra Buchana mieszkańcy Ziemi Ognistej, pokazywani bez upiększeń, opisani zostali jako „niezgrabni”, a odcień ich skóry miał przypominać „zardzewiałe żelazo”. Półnagie ciała mieszkańców odległych zakątków ziemi zaczęto postrzegać jako przejaw wyuzdania. Popularność zyskały pocztówki przedstawiające rozebrane Indianki: wątpliwe walory poznawcze były tu pretekstem dla prezentowania erotyki.
Schlebianie gustom Europejczyków bardzo wcześnie zaczęło brać górę nad wiernym dokumentowaniem odmienności egzotycznych ludów. Gdy w XVII wieku malarz Albert Eckhout tworzył portrety mieszkańców holenderskich kolonii, wszyscy oni wyglądali podobnie. Murzynka i kobieta mamelucka obie przedstawione zostały w kontrapoście, identycznym ruchem podnoszą kosze z kwiatami lub owocami. Jak chodziły czy stały, zanim artysta zaczął dostosowywać sylwetki modelek do przyzwyczajeń swoich ziomków, nie wiadomo. Kiedy w wieku XVIII William Hodges tworzył ciekawe wizerunki Maorysów, kompozycja również typowa była dla portretów europejskich. Zresztą i te portrety psuto niewolniczym kopiowaniem schematów: na przykład wizerunek podróżnika czy naukowca nie mógł się obejść bez globusa.
Do dziś utrzymała się chyba tylko aprobata dla schematów stosowanych w ilustracji botanicznej. Jej model wypracowano w połowie XVIII wieku, gdy wzrosło zainteresowanie taksonomią. Świetnym przykładem połączenia praktycyzmu z artyzmem jest Maria Sibylla Merian, pionierka entomologii. Opisała wiele nowych gatunków roślin i zwierząt, ale stworzyła też piękne akwarele, na których można było obejrzeć choćby proces metamorfozy poczwarki. Zapomnianą po śmierci Marię Sibyllę odkrył na nowo XX wiek. Udała się jej trudna sztuka: zwyciężyła jako badaczka i artystka zarazem. Jej klasyfikacja motyli i ciem obowiązuje do dzisiaj, akwarele zaś osiągają wysokie ceny na aukcjach. A przecież Merian była dyletantką, nie odebrała żadnego formalnego wykształcenia botanicznego ani artystycznego. Wystarczyły dobre rady, otwarty umysł i podróż do Surinamu…
Marta Słomińska