Helena i Szymon Syrkusowie: budowniczowie osiedli warszawskich

„Jestem architektem, a więc optymistą” – czytamy w książce Heleny Syrkus „Społeczne cele urbanizacji”. Autorka chciała przez to powiedzieć, że nierozsądne plany architektoniczne czy urbanizacyjne nie przetrwają próby czasu, bo zwycięży zdrowy rozsądek. Nieodpowiedzialna gigantomania budownicza, monotonia przestrzenna czy niszczenie środowiska przyrodniczego odejdą w niebyt, zaczną powstawać osiedla przyjazne zarówno ludziom, jak i naturze. Mimo woli zadajemy sobie pytanie: czy Helena Syrkus nie była aby zbytnią optymistką?

   Jeśli nawet – tym lepiej dla polskiego budownictwa. Helena i jej mąż Szymon zawsze wierzyli w zwycięstwo nowoczesnych, nieszablonowych propozycji architektonicznych. „Najważniejsze prawo, którego powinniśmy się domagać, to prawo do eksperymentu” – podkreślała Helena. Od 1926 była żoną Szymona, po 1930 współautorką wszystkich jego projektów: podążali w tym samym kierunku, oboje zafascynowani ideami Le Corbusiera. O zamiłowaniu Syrkusa do modernizmu świadczył nawet Pawilon Nawozów Sztucznych: ten właśnie budynek zaprojektował na Powszechną Wystawę Krajową w Poznaniu. Żelazna konstrukcja, mimo dotkliwego mrozu zmontowana na miejscu w dwa tygodnie, należała w 1929 roku do najczęściej podziwianych elementów wystawy. Największą sławę przyniosły jednak Syrkusom projekty osiedli mieszkaniowych.

   W tym samym 1929 roku nawiązali współpracę z Warszawską Spółdzielnią Mieszkaniową, która zamierzała wybudować osiedle na Rakowcu. Powstały dwupiętrowe bloki, które Syrkusowa określała jako „wysepki zorganizowanego życia i współżycia w morzu antagonistycznej zabudowy”. Wyróżniało je choćby to, że jako pierwsze w Warszawie stanęły prostopadle, a nie frontem do ulicy. Dzięki temu mieszkania były lepiej nasłonecznione. Pomiędzy budynkami powstały tereny zielone, lokatorzy mogli uprawiać ogródki, a nawet łowić ryby w niewielkim stawie. Osiedle miało być samowystarczalne: w znajdującym się na jego terenie Domu Społecznym ulokowano między innymi przedszkole, pralnię i gabinet stomatologiczny. Wszystko to przeznaczono dla robotników, dotąd gnieżdżących się zwykle w ciemnych suterenach. Syrkusowie mogli być z siebie dumni.

   Odtąd mieszkania ich projektu wyrastały jak grzyby po deszczu. Gdy Syrkusów zatrudniał prywatny inwestor, korzystali z „prawa do eksperymentu” i wcielali w życie tyle modernistycznych idei, ile tylko mogli. Powstawały więc budynki takie jak ten przy Walecznych 12: ze wstęgowymi oknami, słupami w roli podpór, otwartymi tarasami na dachu. Przy projektowaniu osiedla na Kole dla Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Syrkusowie musieli nieco powściągnąć fantazję, ale i tak zmuszono ich do złożenia samokrytyki. Nie spodobała się falista linia zabudowy, drażniły abstrakcyjne detale i flirt z architekturą arabską. Szczególne kontrowersje wzbudzał eliptycznie zakrzywiony galeriowiec zwany „Uśmiechem Heleny”. Niezależnie od sarkania miłośników architektury socrealistycznej osiedle przypadło do gustu zwykłym warszawianom. W 1992 roku wpisano je do rejestru zabytków.

   Syrkusom zawdzięczamy także wizytę Picassa w Polsce. Organizatorzy Światowego Kongresu Pokoju we Wrocławiu ubłagali Helenę, by ściągnęła zaprzyjaźnionego z nią malarza do naszego kraju. Picasso uległ namowom, został gościem Kongresu, a oprócz Wrocławia odwiedził jeszcze cztery polskie miasta: Kraków, Warszawę, Oświęcim i.. Serock, gdzie Syrkusowie mieli dom. Malarz spacerował więc z gospodarzami po serockim lesie, zrywał owoce, pływał łodzią i zbierał zioła, w Warszawie zaś oglądał osiedle Koło. Uniesiony entuzjazmem, Picasso spontanicznie wymalował na jednej ze ścian syrenkę warszawską. Niestety po latach rysunek zamalowano, bo wizyty ciekawskich turystów i wielbicieli Picassa drażniły lokatorów. Trudno ich winić: kto zamieszkał na osiedlu zaprojektowanym przez Syrkusów, ten łatwo przyzwyczajał się do komfortu.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz