Onufry Kopczyński: oświeceniowy gramatyk

„Język jest ojcem, gospodarzem i sędzią nauk wszystkich” – rzekł w 1804 roku Onufry Kopczyński. Podniosły ton był uzasadniony, bo w XIX wieku właśnie rodzimy język silniej niż cokolwiek innego pozwalał Polakom czuć się wspólnotą. Wymazana z mapy i podzielona między trzech zaborców Polska przetrwać miała dzięki pielęgnowaniu kultury narodowej. „Co za pociecha strapionemu zgubą Ojczyzny sercu wymawiać jeszcze i słyszeć ojczysty język!” – podkreślał Onufry Kopczyński.

   Właściwie miał na imię Andrzej, Onufrym został dopiero po wstąpieniu do zakonu pijarów. Zgromadzenie to odgrywało szczególną rolę w edukacji młodzieży, toteż i Onufry nauczał: retoryki, poezji, gramatyki. Szczególnie interesował się tą ostatnią, a trwałe miejsce w historii Polski zapewnił mu pierwszy szkolny podręcznik do nauki rodzimej gramatyki, wydany jeszcze przed drugim rozbiorem. Co ciekawe, według Kopczyńskiego była to nauka ściśle powiązana z filozofią, napisanie podręcznika poprzedzone zostało więc między innymi wnikliwą lekturą Platona, Kartezjusza i Locke’a. Zaskakiwać może też fakt, że polska szlachta patrzyła na poczynania Kopczyńskiego krzywo: studiować należało jej zdaniem raczej gramatykę łacińską. Dla współczesnego Polaka niezbyt to zrozumiałe, podobnie jak fakt, że tak oświecony człowiek jak Kopczyński był… targowiczaninem.

   Być może wpływ na to miał jego stan duchowny: Konstytucję 3 Maja wielu księży i zakonników uważało za groźny pogłos bezbożnej Rewolucji Francuskiej. Z pewnością akces Kopczyńskiego do Targowicy nie miał natomiast źródła w przedkładaniu nad miłość ojczyzny poczucia bezpieczeństwa. W 1794 roku, gdy Rosjanie po zdobyciu Warszawy masakrowali mieszkańców Pragi, Kopczyński zdobył się bowiem na prawdziwe bohaterstwo. Choć miał już prawie sześćdziesiąt lat, przy pomocy rybaka Sitkiewicza i jego syna przeprawił się łodzią przez Wisłę (mosty Rosjanie zniszczyli), by z narażeniem życia opatrywać rannych. Prócz środków medycznych wziął ze sobą ciepłą odzież i żywność dla mieszkańców Pragi. Nie zapomniano mu tego, a ostatecznym potwierdzeniem patriotycznych uczuć Kopczyńskiego było uwięzienie gramatyka pięć lat później przez Austriaków.

   Gdy tylko odzyskał wolność, został członkiem warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Uchodził już wtedy za autorytet w kwestiach gramatyki i pozostał nim bardzo długo. Kiedy w 1936 roku ogłoszono, że należy mówić o „tym” dziecku czy słońcu, społeczeństwo protestowało. Przecież Kopczyński pisał „o tem dziecku”, bo mamy tu rodzaj nijaki! Słynny gramatyk przewróciłby się też w grobie, gdyby wiedział, że wzgardziliśmy ostatecznie samogłoskami pochylonymi. Odrzuciliśmy ponadto zachwalane przez niego ludowe, naiwne etymologie nazw miejscowości i rzek (przykładowo Warta to według Kopczyńskiego „straż, aby hołota niemiecka nie wchodziła dalej do Polski”). Zaczęliśmy odróżniać literę od głoski. Daliśmy sobie spokój z niezliczonymi wzorami odmiany, które utrudniały naukę języka. Czyżby zatem Kopczyński zasłużył się tylko jako pionier polskiej gramatyki?

   Otóż nie. Jeszcze obecnie, po ponad dwustu latach, dzieci korzystają w szkołach ze spuścizny Kopczyńskiego. Zdradza to już nauka części mowy: on właśnie wymyślił wyrazy takie jak „spójnik” czy „przyimek”. Kopczyńskiemu również zawdzięczamy „dwukropek”, „cudzysłów”, „przymiotnik”. Nie wszystkie takie pomysły się przyjęły. Przepadło na przykład „słowo częstotliwe” (chodziło tu o czasownik wielokrotny) czy „przypadkowanie”. Chyba niesłusznie, bo przecież brzmi to dużo wdzięczniej niż „odmiana przez przypadki”. Trzeba też docenić niezaprzeczalny talent pedagogiczny Kopczyńskiemu (używał obrazowych przykładów, by opisywane przezeń zasady były dla dzieci zrozumialsze) i nacisk, który kładł na praktyczną stronę nauki języka. Uważał, że nie wystarczy znajomość reguł, ważniejszy jest kontakt z żywym słowem. Może dlatego słowa, które sam stworzył, żyją do dziś.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz