Długi cień sanacji

   „Dla święta niepodległości Józef Piłsudski stał się tym, czym dynia dla Halloween” – twierdzi Rafał Ziemkiewicz. Jak łatwo zgadnąć, nie zalicza się do grona fanatycznych wielbicieli „Ziuka”, świadczy o tym też tytuł najnowszej książki Ziemkiewicza: „Złowrogi cień Marszałka”. Krytyczne podejście do jego bałwochwalczego kultu pisarz odziedziczył zapewne po dziadku, który na hasło „Józef Piłsudski” reagował waleniem pięścią w stół i krzykiem: „Gdzie jest generał Zagórski, bandyto?!”.

   W książce Ziemkiewicza nie znajdziemy wyjaśnienia, gdzie się podział generał Zagórski. Wyrobione zdanie na ten temat ma Andrzej Ceglarski, autor książki „Zabójstwo prawie doskonałe”, wedle którego Piłsudski kazał generała zamordować w twierdzy brzeskiej. Nie mniej sensacyjne „odkrycia” znajdziemy w dziele zatytułowanym „O Piłsudskim” Jędrzeja Giertycha, gdzie „Dziadek” został dodatkowo obciążony odpowiedzialnością za zabójstwo Narutowicza. Ziemkiewicz nie idzie tym tropem: bardziej od teorii spiskowych na temat rzekomych zbrodni Piłsudskiego interesuje go historia przeinaczania w służbie legendy faktów powszechnie znanych. Przygląda się mitom narosłym wokół postaci Piłsudskiego: o jego symbiotycznym związku z Legionami Polskimi, sulejowskim odcięciu od świata, zamachu stanu, który uratował kraj przed runięciem w przepaść.

   Zacznijmy od Legionów. Jakkolwiek niejedna książka ma w tytule „Legiony Piłsudskiego”, nie on był pomysłodawcą czy twórcą tej formacji. Nie stał też na jej czele: dowodził tylko jedną brygadą, a w dodatku koncepcja Legionów Polskich budziła początkowo zdecydowaną niechęć Piłsudskiego. Marzyło mu się powstanie, a nie jednostki wojskowe powstałe za zgodą państwa zaborczego. Kiedy Austriacy kazali zlikwidować oddziały strzeleckie, które zorganizował, powiedział podobno, że teraz może sobie tylko „w łeb strzelić”. Powstanie Legionów Polskich zawdzięczamy przede wszystkim Władysławowi Sikorskiemu, który ostatecznie zdołał namówić Piłsudskiego do współpracy. Jeszcze długo jednak idea Legionów nie trafiała w pełni „Ziukowi” do przekonania. Mimo wszystko jest dziś kojarzony z Legionami Polskimi tak silnie, jak nikt inny: człowiek, który blokował swego czasu werbunek do tej formacji!

   Popularnością cieszy się także mit Sulejówka. W myśl sentymentalnej narracji piłsudczykowskiej było to miejsce, do którego Piłsudski wycofał się, by żyć z dala od polityki. Uprawiał ogródek, pisał pamiętniki, celebrował rodzinne obiady… Owszem, ale nie tylko. Do Sulejówka zjeżdżali liczni goście mający istotny wpływ na polską politykę, od dziennikarzy po wojskowych. „Wycofany” Piłsudski w rzeczywistości sprawował nieformalne rządy nad połową wojska. W roku 1926, gdy jego zaufani ludzie zaczęli tracić wpływy, natychmiast Sulejówek opuścił. Nie myślał jeszcze wtedy zresztą o zamachu stanu: oznajmił nawet żonie, że wróci na obiad. Wierzył w swój autorytet, spodziewał się załatwić spór z prezydentem Wojciechowskim polubownie. Gdy jednak sprawy wymknęły się spod kontroli i wybuchła strzelanina, Piłsudski stwierdził, że nie ma już wyboru. Musi przejąć władzę.

   Czy rzeczywiście musiał? Wierzą w to – jak przekonuje Ziemkiewicz – tylko zwolennicy kolejnego mitu. Tego, w którym przedwojenną Polską rządził „sejm ladacznic”, wskutek czego panował „pierdel, serdel, burdel”, a kraj był niczym „jeden wielki kołtun” (określenia Piłsudskiego). Ziemkiewicz odwrócił stwierdzenie Dariusza Baliszewskiego, dowodzącego, że gdy „mówimy o dobrej tradycji II Rzeczypospolitej, mamy na myśli właśnie okres po przewrocie majowym”. Sądzi, że to właśnie Polska sprzed przewrotu jest wyłącznym źródłem dumy narodowej związanej z międzywojniem. To wtedy scalono tereny trzech zaborów, tak różne i trudne do złączenia w harmonijną całość. Zbudowano Gdynię, przeprowadzono trudną reformę skarbu, wygrano wojnę celną z Niemcami. Umieliśmy być wielcy bez dyktatury Marszałka. Ale czy dziś umiemy wyjść z jego wielkiego cienia?

Marta Słomińska

Dodaj komentarz