Irena Krzywicka i Tadeusz Boy-Żeleński: trudne związki i publicystyka

„Sądzę, że życie jest w gruncie rzeczy niemożliwe, A miłość, przyjaźń, macierzyństwo, praca tylko czynią je znośnym”. Tak ponury światopogląd zmusił Irenę Krzywicką do usilnej pracy nad tym, aby w jej życiu nie zabrakło żadnego z elementów czyniących je znośnym. Była kochającą, oddaną matką (zarówno dla rodzonych dzieci, jak i przybranego syna), pracowała wytrwale (nieraz mimo szykan), z przyjaźni wyszła nawet za mąż… A miłość? Serce Ireny podbił Tadeusz Boy-Żeleński. Dużo od Krzywickiej starszy, wyróżniał się jednak zaletami umysłu (nazywała ukochanego „najinteligentniejszym mężczyzną na świecie”), dowcipem i wstrętem do drobnomieszczańskiej moralności opartej na hipokryzji. Zostali nie tylko kochankami, lecz także wspólnikami w walce z niesprawiedliwością i zacofaniem.

   Boy miał już w tym wprawę. Z wykształcenia był lekarzem, porzucił jednak ten zawód na rzecz innych zajęć: translatorstwa (zawdzięczamy mu między innymi przekłady Moliera czy Stendhala), krytyki literackiej i teatralnej, pisarstwa. Już wydane w 1913 „Słówka”, zbiór żartobliwych wierszy wydrwiwających wszystkie krakowskie świętości (od kultu czcigodnych matron, zdaniem autora rodem prosto z Łysej Góry, po mdłe bohaterki Sienkiewicza: u Boya Marynia Połaniecka usuwa ciążę!) rozwścieczyły tamtejszą śmietankę towarzyską, a potem było tylko gorzej. Krzywicka, dziennikarka „Wiadomości Literackich”, miała jedynie przeprowadzić ze słynnym gorszycielem wywiad, ale nowa znajomość odmieniła gruntownie jej życie. Oboje z Żeleńskim chcieli walczyć o zbliżone ideały, zwalczać podobne przesądy, znosić te same prawa. Z takim partnerem u boku Irena uwierzyła, że może zmienić świat.

   Jedną ze zmian, które sama wcielała w życie, było nowe spojrzenie na kwestię wierności małżeńskiej. Własne małżeństwo z Jerzym Krzywickim Irena uważała za dobry przykład nowoczesnego związku: mieszkali razem, troszczyli się o siebie, wychowywali dzieci (pilnowała, by nie zajść w ciążę z innym mężczyzną!), ale przyznawali sobie prawo do romansów. „Nasze małżeństwo ma być wzbogaceniem, a nie zubożeniem” – podkreślał Krzywicki. Podobnie żyli Boy i jego żona Zofia.

   Znacznie więcej uwagi Krzywicka i Żeleński poświęcali jednak prawu do antykoncepcji i aborcji. Również w tym przypadku Irena znała sprawę z autopsji: pierwszą ciążę usunęła, bo klepali wówczas z mężem biedę. Przywoływała liczne przypadki kobiet, które zmarły w wyniku pokątnych aborcji, oburzała się, że karą za spędzenie płodu może być nawet pięcioletnie więzienie. „Ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej” – wtórował partnerce Boy. Wspólnie otworzyli pierwszą w Polsce poradnię świadomego macierzyństwa. Uczyniło to z nich cel bezpardonowych ataków: pewien ksiądz dowodził nawet, że „mniejszą zbrodnię wobec ludzkości, państwa i narodu popełniają ci, którzy ludzi trują, dzieci mordują, wysadzają pociągi, zatruwają studnie, sprzedają nieprzyjacielowi plany strategiczne”.

   Nie chodziło tylko o podejrzenie, że Krzywicka z Żeleńskim pod płaszczykiem porad antykoncepcyjnych propagują aborcję. Próba rozerwania związku między pożyciem płciowym a ciążą została oceniana jako „nawoływanie do rozpusty”. Zgorszenie budziła też obrona praw kochających inaczej, zwanych przez Krzywicką „mańkutami płciowymi”. A przecież parze „deprawatorów” nie chodziło wcale o to, by wzbudzać sensację: nie chcieli być skandalistami, tylko pionierami nowej epoki. Szczególnie Krzywicka źle znosiła obelgi pod swoim adresem: po latach wspominała, że miłość otoczenia była jej potrzebna „jak powietrze”. Niestety z wiekiem zaznawała jej coraz mniej: mąż zginął w Katyniu, Boya hitlerowcy zamordowali we Lwowie, starszy syn zmarł, młodszego, chorego na polio, ledwo udało się odratować. „Wielu ludzi wspierała, ale nie pamiętam, by ktoś ją wspierał” – napisał o matce Andrzej Krzywicki. Jeśli uznano ją za dość silną, by nie potrzebowała słów otuchy, bardzo się pomylono…

Marta Słomińska

Dodaj komentarz