„Co
za bogactwo przedmiotów i pomysłów! Ten człowiek zna wszystko oprócz prawdy!” –
pisał o malarstwie François Bouchera współczesny mu Denis Diderot. Miał dużo
racji: o naturze Boucher miał się kiedyś wypowiedzieć, jakoby była „zbyt
zielona i źle oświetlona”, toteż drzewa i krzewy z jego obrazów nie wyglądają
zbyt realistycznie, za to są bardzo ładne. Zresztą pod pędzlem Bouchera wszystko
było ładne i łatwe w odbiorze: śpiąca pasterka nosiła eleganckie ubrania i
miała śnieżnobiałą cerę arystokratki, bohaterka obrazu zatytułowanego „Porwanie
Europy” uśmiechała się błogo, a znana ze szczucia podglądaczy psami dziewicza
bogini Diana prezentowała swoje wdzięki z zalotnością godną Afrodyty. Taki był
gust epoki rokoka: zabawa w miejsce powagi, sztuczność zamiast naturalności,
uroda, a nie prawda. Nade wszystko zaś wdzięk, najlepiej z dużą dozą
frywolności.
Boucher dostosował się do upodobań swojego wieku. Uczynił to tym łatwiej,
że prócz talentu nie zbywało mu na sumienności i wszechstronności: potrafił pracować
po dziesięć godzin dziennie, a prócz malarstwa parał się także rysunkiem i dekoratorstwem.
Nim został pierwszym malarzem króla Ludwika XV, kierował Królewską Fabryką
Gobelinów. Osiemnastowieczny paryżanin na każdym kroku napotykał realizacje
pomysłów Bouchera: jego projektu były kostiumy teatralne, figurki porcelanowe,
dekoracje wieczek tabakier.
Spośród tematów malarskich artysta preferował sceny mitologiczne, służące za znakomite preteksty do przedstawiania kobiecych aktów. „Diana po kąpieli” to świetny przykład malarstwa tego typu: bogini wyszła już z wody, ale jeszcze nie zdążyła się odziać, dzięki czemu widz może podziwiać jej krągłe kształty. Diana wdzięcznie zakłada nogę na nogę, bawi się sznurem pereł, mości na jedwabiach stanowiących wspaniałą oprawę dla jej urody i nie wydaje się zainteresowana chwyceniem za leżący w mało widocznym miejscu kołczan ze strzałami. Podobnie protektorka malarza, królewska faworyta markiza de Pompadour, na swoim najsłynniejszym portrecie pędzla Bouchera nie zagląda do trzymanej w ręku książki. Podkreśla ona walory intelektualne metresy Ludwika, ale prawdziwym tematem obrazu są walory ciała markizy, podkreślone czarującą pozą, strojną suknią, klejnotami i ozdobami z kwiatów.
Najwięcej emocji potomnych wzbudziła jednak ta z portretowanych przez
Bouchera ślicznotek, która obyła się na obrazie bez sukni i pereł. „Odpoczywająca
dziewczyna” ma tylko wstążkę we włosach. Leży z rozrzuconymi nogami na kozetce,
pościel jest w nieładzie, nastoletnia modelka patrzy przed siebie nieobecnym
wzrokiem, jakby wracała myślami do dostojnego kochanka, który ją przed chwilą
opuścił. Najpewniej bowiem dziewczyną jest Marie-Louise O’Murphy, młodziutka kochanka
Ludwika XV. Moraliści uznali, że artysta tworzący tak nieprzyzwoite obrazy
posuwa się już za daleko, ale przeważyły głosy miłośników Bouchera: za jeszcze
bardziej nieskromne wizerunki nagich dziewcząt francuscy arystokraci gotowi
byli słono płacić. „Jak mogą się oprzeć rozwiązłości, blaskowi, sutkom,
pośladkom Bouchera?” – sarkał Diderot.
Nie mogli zupełnie, artysta malował więc coraz śmielsze sceny: tu Leda
rozkraczała się przed łabędziem, ówdzie dziewczę zadzierało suknię, żeby obmyć
części intymne. Z wiekiem Boucher nie tyle rozwijał swój talent, ile rozmieniał
go na drobne, produkował mnóstwo podobnych do siebie pikantnych scenek, niemal
identycznych Wenus zajętych swoją toaletą albo pocieszaniem kupidynków.
Tymczasem gusta się zmieniały, malarstwo Bouchera powoli zaczynało wychodzić z
mody. Frywolne boginie w zmiętych pościelach już wkrótce mieli zastąpić posępni
Rzymianie przysięgający na swój honor, Spartanie gotowi do obrony Termopil,
Sokrates pijący cykutę. Rozwiązłe rokoko musiało ustąpić miejsca surowemu
neoklasycyzmowi. W tym świecie Boucher nie miał szans się odnaleźć, ale i nie musiał:
zmarł w 1770 roku. Styl, który reprezentował, dokonał życia krótko potem.
Marta Słomińska