Spotkanie z prof. Izabellą Rusinową, 01.10.2019
„Probowali go wszyscy, ale ledwie który / Z oficerów mógł podnieść ten rapier do góry. […] Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy, / Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy; / Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął / I nad głowami gości błyskawicą mignął”. Tak w „Panu Tadeuszu” Adam Mickiewicz uhonorował Karola Ottona Kniaziewicza, zasłużonego uczestnika insurekcji kościuszkowskiej i wojen napoleońskich, w rzeczy samej wyróżniającego się na tle innych generałów Bonapartego imponującym wzrostem. Tylko ktoś taki mógł posługiwać się straszliwym rapierem, zwanym przez jego właściciela pieszczotliwie Scyzorykiem. Wzruszony pokazem siły Kniaziewicza, klucznik Gerwazy Rębajło postanawia przekazać generałowi swą ukochaną broń w testamencie. Trzeba powiedzieć, że Karol Otton ze wszech miar na to zasługiwał.
Odznaczył się już w wojnie polsko-rosyjskiej 1792 roku: walczył tak dzielnie, że przyznano mu order Virtuti Militari. Równie mężnie bił się w powstaniu kościuszkowskim, do którego przystąpił jeszcze jako zwykły major, by już po kilku miesiącach awansować na generała majora. Bronił oblężonej Warszawy, walczył też pod Maciejowicami, razem z Kościuszką trafił do niewoli rosyjskiej. Uzyskawszy ułaskawienie cara, Kniaziewicz znów ruszył na pole bitwy. Tym razem udał się do Włoch, gdzie wstąpił do utworzonych przez Napoleona Legionów Polskich. W 1798 roku zajął Rzym. Później zorganizował Legię Naddunajską, stanął na jej czele i znów wyróżnił się w boju, tym razem pod Hohenlinden. Narzekał jednak stale na trudne warunki bytowe swoich żołnierzy: w listach Kniaziewicza słanych do Paryża powtarzają się prośby o ubrania dla nich, buty, prześcieradła.
Cierpliwość Kniaziewicza wyczerpała się w roku 1801, gdy Napoleon podpisał pokój z Austriakami. Już wcześniej zapowiadał w liście Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu: „jeżeli przy rokowaniach o nas zapomną, to pałasz za piecem zawiesiwszy, do lemiesza się biorę”. Jak powiedział, tak zrobił. Podał się do dymisji i przez kolejną dekadę wiódł żywot statecznego ziemianina. Dzierżawił majątek Zieleńce na Wołyniu, w którym gospodarzył z wielkim zamiłowaniem, szczególną zaś atencją darzył pasiekę (wydał nawet broszurę o pszczelarstwie). W roku 1810 poślubił młodą wdowę, niedługo jednak cieszył się życiem rodzinnym. Utworzenie Księstwa Warszawskiego ponownie rozbudziło patriotyczne nadzieje Kniaziewicza, Karol Otto wyciągnął pałasz zza pieca i ruszył z Napoleonem na Moskwę. Rok 1812 przyniósł dzielnemu generałowi dwie tragedie – przegraną wojnę i śmierć żony.
Wkrótce Kniaziewicz ponownie uzyskał dymisję, także i tym razem był to protest przeciwko polityce Napoleona wobec Polski. Również w późniejszych latach Karol Otto nie zamierzał tańczyć, jak mu zagrano: tworzonej przez cara armii Królestwa Polskiego organizować nie chciał, godnością senatorską wzgardził. W miarę możliwości służył pomocą dyplomatyczną powstańcom listopadowym, ale ich wodzem mimo namów Chłopickiego nie został. Po upadku powstania zamieszkał we Francji i tam również nie zdradzał tendencji do ugodowości. Odmówił wejścia do Komitetu Tymczasowego Emigracji Polskiej, utworzony nieco później Komitet Narodowy Polski też nie wzbudził jego entuzjazmu. Nie znaczy to jednak, że nie zamierzał niczego robić dla rodaków przebywających jak on na emigracji, o czym najlepiej świadczy współtworzenie Biblioteki Polskiej w Paryżu.
Do najpóźniejszych lat nie zbywało mu na sile fizycznej (jeszcze jako siedemdziesięciolatek uprawiał jazdę konną), energii i przedsiębiorczości. Kiedy w Paryżu wybudowano Łuk Triumfalny, Kniaziewicz dopilnował, by znalazło się na nim jego nazwisko – Karol Otto jest jednym z zaledwie siedmiu uwiecznionych w ten sposób Polaków. Przeżył wielu towarzyszy broni, w tym serdecznego przyjaciela Juliana Ursyna Niemcewicza: w 1842 roku na jego pogrzebie oświadczył, że chce spocząć w tym samym grobie. Rok później prośbę te spełniono.
Marta Słomińska