Wojny morskie toczone w wieku XVI różniły się od średniowiecznych pod
kilkoma istotnymi względami. Po pierwsze terenem działań wojennych: odkrycia
geograficzne przeniosły rywalizację Europejczyków o cenne zasoby na bardzo
odległe od ich siedzib terytoria. Po drugie coraz większą rolą, jaką odgrywali
w rywalizacji na morzu korsarze i piraci: okręty pełne złota i srebra z Nowego
Świata stanowiły dla nich pokusę nie do odparcia. Po trzecie wymuszonym przez
coraz wyższą stawkę, o jaką toczyła się gra, rozwojem techniki wojennej: choć
pierwsze działa okrętowe pojawiły się już w XIV wieku, dopiero teraz możliwe
stało się rozstrzyganie bitew morskich wyłącznie dzięki użyciu artylerii.
Po raz pierwszy dokonali tego Portugalczycy, gdy w 1502 roku starli się
z flotą egipską u wybrzeża Malabaru. Ich celem było uzyskanie panowania nad
Oceanem Indyjskim – tym samym intratny handel z Indiami stałby się domeną
portugalską. Panujący w Egipcie Mamelucy zażarcie bronili jednak własnej
pozycji handlowej w tym rejonie i również mogli się pochwalić sukcesami: w 1508
roku pod Dżaul wciągnęli Portugalczyków w zasadzkę, po czym zdobyli lub
zatopili większość ich karawel. W walce zginął między innymi syn pierwszego
wicekróla portugalskich Indii Francisca de Almeidy. Pomstę na Mamelukach de
Almeida wywarł rok później: w bitwie pod Diu dowodzona przez niego flota
rozgromiła eskadrę egipską. Portugalczycy stracili zaledwie 32 ludzi, ich
przeciwnicy około 3000. Dla Portugalczyków oznaczało to monopol na handel
morski w basenie Oceanu Indyjskiego.
Nie mniej zacięte boje toczono o panowanie na Morzu Śródziemnym. Im
więcej do powiedzenia mieli tu Turcy, tym państewka włoskie skłonniejsze były
do łączenia sił. Ostatecznie Wenecja, Genua i Państwo Kościelne, wspierane
dodatkowo przez Hiszpanię, utworzyły Ligę Świętą i w 1538 roku eskadra
sprzymierzonych wypłynęła, by stawić czoła flocie tureckiej. Stoczona we
wrześniu bitwa pod Prewezą nie przebiegła jednak po ich myśli. O głównodowodzącym
osmańskiej floty, piracie zwanym Barbarossą, nie bez powodu od dawna było
głośno. Pod Prewezą stracił wprawdzie 400 ludzi, mógł jednak wrócić do sułtana
z dobrymi wieściami: zdobył ponad 30 okrętów, przywiózł 3000 jeńców, przy tym
nie dopuścił do zatopienia choćby jednej jednostki tureckiej. Nim upłynął
kolejny rok, niemal wszystkie przyczółki chrześcijan na morzach Jońskim i
Egejskim znalazły się w rękach Osmanów.
W
kolejnych latach Turcy poczynali sobie na Morzu Śródziemnym coraz śmielej, a przełom
przyniosła dopiero krwawa bitwa pod Lepanto, stoczona w roku 1571. Ogromną rolę
w tym starciu odegrała artyleria: ogień z potężnych dział okrętowych Ligi
Świętej siał spustoszenie w szeregach wroga. Większość okrętów tureckich
zdobyto lub zatopiono, liczba zabitych i rannych Turków sięgała 30 000 –
Liga Święta poniosła ponadtrzykrotnie mniejsze straty, do tego uwolniono 7000 chrześcijańskich
jeńców (w większości galerników). Turcja straciła status potęgi morskiej. Na
prestiżu zyskały za to armaty: coraz mniej wysyłano odtąd w bój okrętów
wiosłowych, a coraz więcej żaglowców wyposażonych w burtowe baterie
artyleryjskie.
Miano najsłynniejszej bitwy morskiej XVI wieku winno chyba przypaść starciu
między flotą angielską a hiszpańską Wielką Armadą. Ta druga, choć zwana „Niezwyciężoną”,
poniosła klęskę, o czym zdecydowało kilka czynników. Po pierwsze technika: okręty
angielskie były szybsze od hiszpańskich, a siła ich ognia artyleryjskiego
większa. Po drugie dowództwo: ile dla Turków znaczył Barbarossa, tyle dla
Anglików wart był korsarz Francis Drake, tymczasem książę Medina-Sidonia, na
którego postawił król Hiszpanii, nie miał doświadczenia w dowodzeniu na morzu.
Po trzecie siły natury: choć pokonana pod Gravelines, hiszpańska flota nie
została rozbita i mogłaby walczyć dalej, gdyby nie przeciwny wiatr i silne
pływy. Statki Armady tonęły, rozbijały się o skały Irlandii, ocalałych członków
załogi Irlandczycy dobijali. Taka jest jednak specyfika wojen morskich: czasem
to morze bywa zwycięzcą.
Marta Słomińska