Wybuch II wojny światowej w Europie rząd japoński przyjął z zadowoleniem. Kraj Kwitnącej Wiśni borykał się z przeludnieniem i kryzysem gospodarczym, a receptą na ten stan rzeczy miała być ekspansja na nowe terytoria. Okupowana przez Niemców Francja została zmuszona do zezwolenia Japończykom na współadministrowanie swoimi koloniami w Azji. W następnej kolejności zamierzano zająć posiadłości brytyjskie, na przeszkodzie dalszym podbojom stały jednak Stany Zjednoczone.
Aby osłabić amerykańską armię, Japończycy zdecydowali się przeprowadzić atak na jej hawajską bazę Pearl Harbor. 7 grudnia 1941 roku 353 japońskie samoloty zniszczyły lub ciężko uszkodziły 328 samolotów oraz 18 okrętów amerykańskich. Zginęły tysiące ludzi, w tym zaledwie sześćdziesięciu kilku Japończyków. Mimo to strona japońska nie mogła bez zastrzeżeń mówić o sukcesie, głównym celem ataku były bowiem amerykańskie lotniskowce, które kilka dni wcześniej popłynęły z transportem samolotów na wyspę Wake. Ponadto niemal nienaruszona została infrastruktura bazy, co pozwoliło szybko podnieść z dna i wyremontować zniszczone okręty. „Obawiam się, że wszystko, czego dokonaliśmy, to obudzenie śpiącego olbrzyma i napełnienie go straszliwą determinacją” – podsumował japoński admirał Isoroku Yamamoto.
Miał słuszność. Amerykanie przystąpili do taktycznej ofensywy: 31 stycznia 1942 roku zbombardowali kontrolowane przez Japończyków Wyspy Marshalla i Archipelag Gilberta, 24 lutego zaatakowali wyspy Wade i Marcus, 18 kwietnia zrzucili bomby kruszące i zapalające na Tokio. Kolejne doniesienia z frontu i błyskawiczny wzrost tempa produkcji wojennej znacznie podnosiły Amerykanów na duchu. Powodów do radości nie mieli tylko ci z japońskimi korzeniami – uznano ich za piątą kolumnę. Pretekstu dostarczył incydent na Ni’ihau: zamieszkujący tę hawajską wyspę Japończycy udzielili schronienia pilotowi biorącemu wcześniej udział w nalocie na Pearl Harbor (o którym nie wiedzieli). Praktycznie wszyscy Amerykanie pochodzenia japońskiego, którzy mieszkali na zachodzie USA, trafili do obozów przesiedleńczych, za co władze USA przeprosiły dopiero w roku 1988.
Z państwem japońskim walczono wszelkimi sposobami: na lądzie, w powietrzu, na wodzie i pod nią. Amerykańskie okręty podwodne zatopiły 214 okrętów japońskich i niemal całkowicie odcięły Japończyków od dostaw zaopatrzenia. Dużą rolę odegrali kryptolodzy, którzy złamali kod używany przez Japonię do komunikacji z okrętami, co pozwoliło ustalić datę ataku na atol Midway. Zwycięstwo Amerykanów w bitwie o Midway zmieniło oblicze wojny na Pacyfiku: odtąd to głównie USA atakowały, Japończycy zepchnięci zostali do defensywy. Bronili się jednak wyjątkowo zaciekle. Niektórzy historycy przypisują to przywiązaniu do dawnego japońskiego kodeksu wojskowego, zwanego bushidō: w myśl jego zasad wojownik mógł wybierać tylko między śmiercią na polu walki a honorowym samobójstwem, poddający się nieprzyjacielowi był zhańbiony.
W 1945 roku było już jasne, że Japonia musi przegrać, Amerykanie chcieli jednak doprowadzić do jej kapitulacji jak najszybciej. 6 sierpnia 1945 roku zrzucili bombę atomową na Hiroszimę, trzy dni później kolejna bomba zniszczyła Nagasaki. Nigdy wcześniej wojsko nie użyło przeciwko przeciwnikowi broni nuklearnej. Skutki ataku były druzgocące: ponad sto tysięcy ludzi zginęło na miejscu, kolejne dziesiątki tysięcy zmarły od ran lub wskutek chorób popromiennych. W połączeniu z wypowiedzeniem Japonii wojny przez ZSRR cios ten okazał się zbyt silny. 14 sierpnia cesarz Japonii Hirohito ku zgorszeniu wojskowych zdecydował się na kapitulację: jej akt podpisano 2 września. Traktat pokojowy zawarto sześć lat później. Nie podpisali go jednak przedstawiciele ZSRR, toteż spór japońsko-rosyjski o Wyspy Kurylskie i Sachalin trwa po dziś dzień.
Marta Słomińska