Obrazy ze świata Prusa

Powieści Bolesława Prusa nie były natchnieniem malarzy. Być może – jak stwierdził poświęcający mu odczyt prof. Mrowcewicz – dzieła autora „Lalki”, w odróżnieniu od powieści Sienkiewicza, przemawiają bardziej do rozumu niż do wyobraźni. Nie doczekały się więc obrazu na miarę „Kmicicowej kompanii” Kossaka. Pisarz miał za to szczęście do ilustratorów – czarno-białe rysunki Stanisława Wolskiego i Antoniego Uniechowskiego, gustowne i eleganckie, znakomicie komponują się z prozą Prusa.

Ilustracje Wolskiego są bardziej statyczne. Na rysunku przedstawiającym Izabelę Łęcką podziwiającą z loży występ Rossiego tyleż uwagi poświęcono postaciom, co bardzo starannie oddanym elementom architektonicznym. Kreska Uniechowskiego wygląda całkiem inaczej – jest nerwowa, a zarazem subtelna, nadaje rysowanym postaciom wdzięk i dynamikę. Dzięki temu nawet otyły profesor Dębicki z „Emancypantek” wydaje się lekki jak piórko i pełen gracji. Uniechowski nie przytłaczał nadmiarem szczegółów. Grzbiet konia, woalka pani Wąsowskiej, sylwetka spacerowicza z trzeciego planu – wszystko to potrafił narysować przy użyciu trzech kresek. Z ilustracjami Józefa Holewińskiego do „Faraona” rzecz się ma inaczej: rysunki są bardzo staranne, ale mało porywające. Nawet dramatyczne sceny wydają się pozbawione napięcia.

W życiu samego Prusa dramatyzmu jednak nie brakowało. Jako nastolatek wziął udział w powstaniu styczniowym, a po jego upadku musiał roztoczyć opiekę nad starszym bratem Leonem, który klęskę zrywu przypłacił chorobą umysłową. Prus nie mógł w dodatku sprawować nad bratem opieki bezpośrednio – na jego widok Leon reagował agresją, odżywała bowiem pamięć dni powstania. Wiele lat później pisarz musiał się zmierzyć z kolejną rodzinną tragedią: osierocony bratanek jego żony Oktawii Emil, wychowywany w domu Prusa, popełnił samobójstwo. Poruszeni krewni i znajomi chłopaka usiłowali się domyślić, co pchnęło go do desperackiego kroku: mówiono o chorobie, nieszczęśliwej miłości, a nawet… szkodliwym wpływie młodopolskiej literatury. Zaprzyjaźniona z rodziną Emila Oktawia Żeromska pisała o tragedii „łamania się młodej duszy z tym, co jest naprawdę w życiu”.

Duszy Bolesława Prusa życie też nie oszczędzało. Bezkompromisowość i skłonność do kwestionowania powszechnie głoszonych sądów nieraz ściągała na pisarza kłopoty. Gdy skrytykował zachowanie studentów w niezbyt taktowny sposób wyrażających uznanie dla kontrowersyjnego odczytu o Wincentym Polu, został przez nich wyzwany na pojedynek, a następnie pobity. W wyniku tego zdarzenia nabawił się agorafobii, co było dla niego źródłem niezliczonych udręczeń. Nawet po upływie dwudziestu lat sprawca napadu daremnie prosił o przebaczenie. Wstawiającym się za mężczyzną znajomym Prus tłumaczył: „Życie całe mi złamali”.

Mogłoby się wydawać, że człowiek tak ciężko doświadczony przez los jak Bolesław Prus będzie zgorzkniałym mizantropem. Autor „Lalki” nigdy jednak nie stracił wiary w ludzi i zawsze był gotów do walki o lepszą przyszłość. Często przy tym polemizował z opinią publiczną. Namawiał, by zamiast kolejnego pomnika Mickiewicza ufundować szpital dla ubogich. Gdy ogłoszono zbiórkę dla głodujących polskich dzieci ze Śląska, apelował, aby pomóc także małym Niemcom. Potępiał bezmyślną rusofobię swoich rodaków, chwalił zalety prezydenta Warszawy Sokrata Starynkiewicza. Był też odosobniony w swoich sądach na temat Japonii, uważanej przez jego współczesnych za kraj dziki i zacofany. Prus, który był pod wrażeniem pracowitości, inteligencji i sumienności Japończyków, wróżył temu narodowi wielką przyszłość.

Dziś Japonia to prawie synonim słowa „nowoczesność”. Prus nie przypadkiem wyczuł, że ów kraj ma w sobie ogromny potencjał. Przez całe życie był wielkim orędownikiem postępu naukowego i miłośnikiem nowinek technicznych. Jeździł na welocypedzie, pasjonował się fotografią, jako pierwszy polski pisarz używał maszyny do pisania. Przyjaźnił się z Julianem Ochorowiczem, wynalazcą i pionierem psychologii eksperymentalnej, nierzadko bronił go na łamach prasy. Szansę na rozwój nauki dostrzegał nawet w seansach spirytystycznych. I niewątpliwie zasłużył, by jego samego dostrzegano na co dzień, a nie tylko z okazji minionego właśnie Roku Prusa.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz