Między konkretem a symbolem: martwe natury barokowych mistrzów

  Termin „martwa natura” zapożyczyliśmy z języka francuskiego:  po angielsku czy niemiecku nazywa się ją „nieruchomym życiem”. Ta pozorna sprzeczność dobrze podkreśla rolę, jaką martwa natura pełniła w epoce baroku. Z jednej strony drobiazgowo oddane przez artystów luksusowe przedmioty, wykwintne potrawy, piękne kwiaty przypominały o bogactwie i urodzie życia, z drugiej – znajomość wyrafinowanej symboliki ówczesnego malarstwa pozwalała zrozumieć ukryte przesłanie obrazu, najczęściej zamykające się w słowach „memento mori”.

   Już na obrazach średniowiecznych możemy dopatrzyć się bogatej i subtelnej symboliki. Jeśli malarz przedstawiał Zwiastowanie, stojący na stole wazon pełen białych lilii nie pełnił wyłącznie funkcji dekoracyjnej, lecz nawiązywał do dziewictwa Maryi. W dobie baroku malarz mógł jednak pójść o krok dalej i stworzyć obraz z przesłaniem religijnym, na którym zamiast Maryi malował wyłącznie nawiązujące do jej kultu przedmioty. Ciekawym przykładem „uduchowionych” martwych natur są choćby obrazy Holendra Cornelisa de Heema: widz nieobeznany z religijną symboliką tudzież historią sztuki barokowej zobaczy na nich po prostu wyszukany obiad. Nie przyjdzie mu do głowy, że homar mógłby oznaczać Chrystusa (zrzucanie co jakiś czas skorupy skojarzone ze Zmartwychwstaniem), puchar napełniony winem Eucharystię, a ostrygi pokusę grzechu.

   Takie objaśnienia mogą dziś brzmieć absurdalnie, jeśli jednak przyjrzymy się bliżej martwym naturom barokowych mistrzów, zobaczymy, że powtarzają się w nich stałe zestawy rekwizytów. Nie przypadkiem homar tak często pojawia się na tle winogron, a instrumenty muzyczne nieopodal trupiej czaszki.W tym drugim przypadku mamy do czynienia z motywem vanitas: malarze dawali do zrozumienia, że wszystko, co cenimy, jest niczym wobec nieuchronności śmierci. Przykładem „Martwa natura z posążkiem Spinario” Pietera Claesza, prócz czaszki przedstawiająca między innymi księgi, wspaniałą zbroję, instrumenty muzyczne, pusty kielich i gasnący kaganek. Nieważne, czy posiedliśmy całą mądrość świata, dowodzimy potężną armią, błyszczymy niezwykłym talentem – i tak nasze życie jest nietrwałe niczym płomień kaganka, ulotne niby dźwięki muzyki. Porzucony na stole zegar odmierza czas, który nam pozostał, tylko pozornie długi.  

   Jeszcze inne martwe natury popularne w epoce baroku to alegorie pięciu zmysłów. Przestrzegano przed ich urokami, mogącymi popchnąć do grzechu, a zarazem ukazywano zwodniczość i przemijalność wrażeń zmysłowych. Na obrazie Lubina Baugina „Pięć zmysłów” o słuchu przypomina lutnia, wzrok symbolizuje lustro, smak wino, węch kwiaty, a dotyk – sakiewka. Niektórzy artyści ograniczali się do malarskich wyobrażeń tylko jednego ze zmysłów, najchętniej słuchu. Obrazy Bartolomea Bettery czy Evarista Baschenisa ukazują nam całe stosy instrumentów muzycznych. Gdy wytężymy wzrok, zauważymy, że między nimi walają się nieco bardziej oczywiste symbole przemijania, jak więdnące kwiaty czy nadpsute owoce. Z kolei Jacuqes Linard stworzył obraz, na którym prócz alegorii pięciu zmysłów zmieściło się jeszcze nawiązanie do czterech żywiołów.

   Paradoksalnie największe wrażenie spośród barokowych martwych natur robią dziś te najmniej dla epoki typowe: minimalistyczne, wolne od horror vacui, z jednolitym ciemnym tłem wymuszającym skupienie. „Martwa natura z cytrynami, pomarańczami i różą” Zurbarána zaprasza do rozważań maryjnych, „Martwa natura z tulipanem, czaszką i klepsydrą” de Champaigne’a brutalnie zderza urodę delikatnego kwiatu z upiornym wyglądem i wydżwiękiem pozostałych rekwizytów. „Martwa natura z koszem szklanych kielichów” Stoskopffa, podobnie jak dzieła de Heema, ukazuje pozostałości biesiady, ale zamiast homarów i ostryg widzimy tylko nadgryziony bochenek i kosz pełen pustych kieliszków. Oto alegoria ludzkiego życia: kruchego jak szkło, przerywanego, ledwie zdążyło się go zakosztować.

Marta Słomińska

Dodaj komentarz