„Duch malarza musi nieustannie
dążyć do wzniosłości” – twierdził Tiepolo. Pozostawił jednak po sobie mnóstwo
dzieł, którym ta dewiza zdaje się nie przyświecać, bo jasne barwy, lekkość
kompozycji, humorystyczne akcenty raczej tworzą nastrój zabawy niż przydają
majestatu czy patosu. Nawet kiedy Tiepolo przedstawiał na płótnie sceny w
założeniu pełne dramatyzmu, przypominały one nieraz sympatyczne scenki
rodzajowe. Oto Święta Rodzina ucieka do Egiptu. Czyni to bez pośpiechu, płynie
spokojnie łodzią, nad Maryją, Józefem i Dzieciątkiem rozpościera się pogodne
niebo, trud wiosłowania wzięli na siebie aniołowie. Jeden z nich przypomina Kupidyna,
inny wdzięcznie staje na jednej nodze jak popisujący się gondolier, nieopodal
płyną dwa łabędzie. Scena w założeniu biblijna de facto wygląda jak obraz
mitologiczny: jeszcze jeden idylliczny dzień z życia Wenus.
Z kolei rzut oka na obraz w założeniu
mitologiczny każe nam się zastanowić, czy w artyście nie drzemał talent satyryka.
„Jupiter i Danae” to ilustracja mitu o Jowiszu przybierającym postać złotego
deszczu, by posiąść dziewczynę uwięzioną w wieży. Kupidyn odsłania przed
wzrokiem boga obfite pośladki Danae, ta posyła prowokujące spojrzenie w naszą
stronę, jej służąca chciwie zbiera spadające z nieba złote monety, a mały
piesek zajadle obszczekuje przybyłego wraz z bogiem orła. Daleko więcej tu
przyziemności niż wzniosłości.
Wiekopomną sławę przyniosły jednak Tiepolowi
inne dzieła malarskie: artysta był wybitnym freskantem, twórcą gigantycznych
malowideł ściennych, często zawierających treści alegoryczne. Wenecjanin
wybierał oryginalne rozwiązania kompozycyjne. Centralną część dekoracji sufitu,
w której często umieszczano główne figury malowidła, czasem w ogóle od postaci
uwalniał. Okalały one wtedy fresk jak rama lub kręciły się w malowniczym wirze,
jakby stopniowo przyciągane przez górującą nad nimi niebiańską przestrzeń,
nasyconą blaskiem i kolorem. Nie przybierały nienaturalnych póz, lekko i
swobodnie omijały puszyste chmury, by popłynąć ku światłu. „Tiepolo zdejmuje z
nas ciężar, dostarcza powietrza, pozwala unosić się w przestworzach, stwarzając
złudzenie, że wstępujecie w niebo” – podsumował krytyk literacki Alain Buisine.
Oto wzniosłość rozumiana na sposób rokokowy.
Freski musiały powstawać w szybkim tempie,
ale dla Tiepola raczej nie był to problem. „Tworzy obrazy w krótszym czasie,
niż inny zdąży wymieszać farby” – donosił swojemu królowi szwedzki poseł.
Wieści o talencie Tiepola dotarły także do władcy Hiszpanii Karola III, który
zapragnął ozdobić dziełami tego artysty salę tronową pałacu królewskiego w
Madrycie. Imponująca „Chwała Hiszpanii” ma charakter alegorii: Hiszpania
przedstawiona jest pod postacią pięknej i dumnej kobiety zasiadającej na tronie.
Gładzi ona grzywę lwa, otoczona przez bogów olimpijskich, a także figury
symbolizujące prowincje imperium i panujący w nich dostatek. Choć Karol III
docenił talent Tiepola, artysta nie czuł się dobrze w Hiszpanii, wolał rodzinną
Wenecję. Tam był gwiazdą niekwestionowaną, tu dołki kopał pod nim prekursor
neoklasycyzmu Anton Raphael Mengs.
Zdarzało się jednak i tak, że za granicą
podejmowano Tiepola jak udzielnego księcia. Tak było w Würzburgu, gdzie artysta
ozdobił rezydencję biskupią freskami zajmującymi powierzchnię sześciuset metrów
kwadratowych. Otrzymał do dyspozycji pięć pokojów, a gdy przychodziła pora
obiadowa, wybierał spośród ośmiu dań. Zleceniodawca z pewnością nie żałował, że
roztoczył nad malarzem tak czułą opiekę: dekoracja sufitu klatki schodowej,
przedstawiająca alegorię planet i kontynentów, uchodzi za najlepsze z dzieł
Tiepola. Artysta dowiódł, że ma niezwykłe zdolności kompozycyjne i
iluzjonistyczne, popisał się błyskotliwymi skrótami perspektywicznymi, zadbał o
mnogość punktów widzenia, wydobył z wachlarza pastelowych barw tony żywe, a
zarazem subtelne. Historyk sztuki Maria Rzepińska orzekła, że fresk ten to „gloria
jasności”. Gloria, w której Tiepolo chodził bez fałszywej pokory.
Marta
Słomińska